sierpnia 07, 2019

Skrawek raju - Nusa Ceningan – na piechotę też się da z wyspy na wyspę ;)

Piękne plaże widzieliśmy też na Krecie - zobacz

Obok wyspy Lembongan znajduje się mniejsza wyspa Nusa Ceningan. Można się na nią dostać przez zawieszony między wyspami żółty most, teraz odnowiony, ale dwa lata temu most się zawalił. 8 osób zginęło, 40 osób było rannych. Wszystko wydarzyło się w czasie religijnego święta, kiedy na moście panował wzmożony ruch mieszkańców z obu wysp. Most jest bardzo wąski i nie przejezdny dla samochodów, dlatego na Ceningan można zobaczyć tylko skutery.





 Czytaliśmy, że warto na tej wyspie zobaczyć farmy alg. Z opisów wynika, że jeszcze 4 lata temu wielu mieszkańców zajmowało się uprawą alg, widzieliśmy zdjęcia tych farm i chcieliśmy to zobaczyć na własne oczy. Okazuje się, że wystarczą 4 lata, żeby po algach zostały tylko nieliczne ślady. Wyspa się zmienia, mieszkańcy chcą zarabiać więcej i porzucają tradycyjne zajęcia, bo o wiele więcej można zarobić na turystyce. Budują się kolejne pensjonaty, kwatery, resorty i spa. Widzimy, co się dzieje, bo poruszamy się po wyspach pieszo, bocznymi drogami, a tam ciągle mijamy jakiś plac budowy, a tuż za nim potworny śmietnik! Za dwa lata wyspy będą już całkiem inne, może ładniejsze, może bardziej zadbane, a może podzielą los wybrzeża Bali. W każdym razie tu i teraz, jest jak jest. Miała to być alternatywa dla mega skomercjalizowanych Sanur, Kuty i Nusy Dua. Czujemy, że odkrywamy skrawek raju, choć jeszcze nie zepsuty do końca przez turystykę masową. Ceningan bardzo się nam spodobała, więc zatrzymaliśmy się na dłużej w knajpce nad brzegiem oceanu, który mienił się kilkoma odcieniami błękitu. Po godzinie 14 cała woda, której kolory tak nas urzekły zniknęła wraz z odpływem. Zobaczyliśmy wyłaniające się dno oraz pozostałości po uprawie alg. Wracając do domu, szliśmy oczywiście piechotą i natknęliśmy się na ceremonię pogrzebową. W pogrzebie uczestniczyli mieszkańcy prawie całej wsi. Przygotowywano bambusowy stos i platformę. Trumna w postaci czarnego byka, świadczy o przynależności zmarłego do wyższej kasty. Pogrzebu nie oglądaliśmy, bo wcześniej, wracając z innej wycieczki, byliśmy świadkami widoku palących się zwłok i widok ten nie należał do przyjemnych.
Na koniec poszliśmy znów na Dream Beach, która po odpływie wygląda mniej atrakcyjnie, za to można zamówić soczek i popływać w bezkresnym basenie.


Żegnamy się z Lembongan i o 11 płyniemy na Bali do Sanur, a potem jedziemy do Kuty. W czasie naszego pobytu na wyspie nazbieraliśmy trochę muszelek i koralowców wyrzuconych na brzeg. Teraz trzeba się z nimi pożegnać i dopilnować, żeby żaden kawałeczek nie został w plecaku lub kieszeni, bo na lotnisku byłyby kłopoty.

Jeśli lubisz rajskie plaże, zobacz, jak było w Tajlandii na Koh Lipe!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Pacynkowe Podróże , Blogger