
Pizza
napoletana –
oryginalna pizza neapolitańska musi powstawać z lokalnych
składników takich jak pomidory San Marzano, które rosną na polach
wulkanicznych na południe od Wezuwiusza,
i mozzarelli z mleka bawolic (di
bufala campana)
wypasanych w półdzikich warunkach. Zgodnie z zasadami, mąka
musi być typu 0 lub 00, ciasto jest wytwarzane z użyciem
neapolitańskich drożdży. Ciasto powinno być wyrabiane ręcznie, a
gdy wyrośnie, formuje się je wyłącznie rękami, bez użycia wałka
lub innych przyrządów. Grubość ciasta nie może przekraczać 3
mm. Pizza musi być pieczona przez 60-90 sekund w temperaturze 485°C
w piecu opalanym drewnem
Po upieczeniu ma być chrupiąca. Pizza neapolitańska występuje w 3
podstawowych wariantach:
pizza
marinara,
zawiera tylko sos pomidorowy, czosnek i oregano oraz oliwę z
pierwszego tłoczenia (wbrew pozorom jej składnikiem nie są ryby
czy owoce morza);
pizza
Margherita,
zawiera sos pomidorowy, plasterki mozzarelli, bazylię oraz oliwę z
pierwszego tłoczenia;
pizza
Margherita extra,
zawiera sos pomidorowy, mozzarellę z Campanii, bazylię oraz oliwę
z pierwszego tłoczenia
która
słynie z długiej tradycji wyrabiania oryginalnej i najlepszej pizzy
w Neapolu. „Si
fueris Romae, Romano vivito more” mówi
łacińskie przysłowie,
więc
postanowiliśmy spróbować osławionej pizzy, którą uwielbiają
miejscowi i to bynajmniej nie za sprawą Julii Roberts, która w
filmie „Jedz, módl się i kochaj” właśnie tu, objadając się
beztrosko pizzą, wzruszała ramionami i mówiła, że najwyżej kupi
większy rozmiar jeansów. Filmowy epizod w całej historii tego
niesamowitego miejsca spowodował jedynie, że Da Michele zaczęły
odwiedzać tłumy turystów z całego świata, ale mieszkańcy znali
to miejsce, określane przez dziennikarzy „świątynią pizzy” od
dawna, więc codziennie ustawiają się przed nim długie kolejki, a
na wejście w sezonie trzeba czasem poczekać godzinę lub dwie.

"Marinara”
i "Margherita” i żadne inne „śmieci” nie powinny się na
niej znaleźć, gdyż jedynie zepsują jej genialny smak. No cóż,
jadając różne pizze, z doświadczenia wiemy, że najtańsza
pozycja w menu zwykle wypada kiepściutko i jak nie dołożymy do
tego jakiegoś konkretnego składnika, to albo jest sucha, albo bez
smaku, albo trzeba ją zalać jakimiś dodatkowymi sosami. Dziś
przechodzą mnie ciarki, na myśl o zalewaniu dobrej (!) pizzy
ketchupem, dodatkowym sosem pomidorowym lub czymkolwiek innym, blee.
Nasze pierwsze wrażenia i wielkie zaskoczenie



Następnego
dnia chcieliśmy przetestować inną znaną pizzerię, ale w
niedzielę jest zamknięta. Poszliśmy więc do pizzerii I Decumani
na via Tribunali, gdzie podczas spaceru widzieliśmy tłum
oczekujących i sądziliśmy, że jest tanio i smacznie. I jest!
Maciek chciał spróbować pizzy 4 sery, a ja postanowiłam
popróbować innego rodzaju i zamówiłam ostrą Diavole.
Byliśmy
bardzo ciekawi, czy tutaj serwują podobne cisto i okazuje się, że
tu również ciasto jest miękkie i cieniutkie niczym naleśnik,
mocno spieczone, a chrupie tylko przez chwilę, po wyciągnięciu z
pieca. Obie pizze – palce lizać! Bardzo, ale to bardzo smaczne.
Doszliśmy do przekonania, że w zasadzie wszędzie tam, gdzie dużo
miejscowych się posila znajdziesz pyszną pizzę. A ceny? No właśnie
mogłoby się wydawać, że w Włoszech za taką pyszną pizzę
trzeba słono płacić. Nic bardziej mylnego. Za pyszną Marinarę
zapłacicie od 3 Euro w zależności od knajpki, a najlepsze pizzerie
w mieście mają właśnie takie ceny. Margheritę kupicie w cenie od
3.5 do 4.5 Euro. Inne pizze z różnymi dodatkami można kupić w
cenie 5 – 6 euro a najdroższe za 8 Euro. W porównaniu do cen
pizzy w Rzymie czy Mediolanie to duża różnica! Najbardziej
zaskoczył nas fakt, że najbardziej oblegane pizzerie, gdzie ludzie
godzinę potrafią czekać na stolik pozostają wierne niskim cenom i
nie podnoszą ich, choć przecież mogłyby to zrobić, bo klientów
nie brakuje. W rezultacie, podczas gdy inne pizzerie świecą
pustkami, w tych najlepszych i tańszych jest ciągły ruch,
dosłownie jak w ulu i trzeba przyznać, że obsługa uwija się
niesamowicie szybko, na pizzę od momentu zamówienia nie czeka się
dłużej niż 10 minut, a cała organizacja jest godna podziwu.
Kolejna
na naszej liście, a nieczynna w niedzielę, była pizzeria
Di Matteo
(również
tłum przed wejściem w sobotni wieczór) osławiona przez wizytę
prezydenta USA Clintona, ale oczywiście nie tylko z tego powodu jest
ona znana wśród mieszkańców i turystów. Otóż pizzeria ta
konkuruje z Da Michele pod względem wyrobu pysznej i tradycyjnej
pizzy. Jedynym zgrzytem wydaje się być dziwoląg w postaci pizzy na
cześć prezydenta z parówami i frytkami czy coś takiego. W każdym
razie lepiej takich „cudów” nie zamawiać i pozwolić nakarmić
się tym, co Neapolitańczycy robią najlepiej.
Zamówiliśmy dwie
różne pizze Maciek bez śmieci, a ja ze „śmieciami” w postaci
słonych rybek, kaparów, oliwek i oczywiście mozzarelli i sosu
pomidorowego. W końcu dostałam pyszne zielone oliwki, bo zwykle,
kiedy zamawiałam w Polsce pizzę z oliwkami zawsze dostawałam
czarne! Samki jednej i drugiej pizzy są niemożliwe do opisania, a
pizza na sposób neapolitański wychodzi poza talerz. Oczywiście
jeśli ktoś nie jest fanem słonych potraw powinien sobie odpuścić
eksperymenty ze smakowaniem „mojej” pizzy, ale ja się czułam,
jakby została wymyślona specjalnie dla mnie! Eksplozja smaku z
przewagą słonego - mniam! Pizza Maćka była równie wyśmienita!
Zamówiliśmy tam jeszcze jedną nietypową pizzę, mianowicie pizzę
smażoną w głębokim tłuszczu (podobno najlepszą w mieście),
jednak ta mnie trochę rozczarowała. Na szczęście pizzy fritty
mogliśmy jeszcze spróbować w najsłynniejszej pizzerii
neapolitańskiej specjalizującej się w jej wyrabianiu, którą
reżyser Vittorio De Sica uwiecznił w filmie „Złoto Neapolu” z
Sophią Loren. Pizzeria Starita a Materdei ma długą i rodzinną
tradycję. Powstała w roku 1901 w dzielnicy Materdei, do której bez
trudu dojechaliśmy metrem.Fritta
W
Neapolu są też inne znane i wyjątkowe pizzerie, w których warto
zjeść. Jest na przykład pizza robiona na metry. Zapewne w każdej
zjecie coś smacznego. Nie daliśmy rady wypróbować wszystkich
polecanych miejsc, ale te które odwiedziliśmy, warte są grzechu. W
niektórych miejscach na karcie menu jest informacja o tzw. coperto –
napiwku wliczanym już do rachunku – w zależności od miejsca może
to być 1.5 – 2 Euro. W Da Michele nie ma coperto, ale miejscowi
sami dodają 1 Euro do rachunku, co też zrobiliśmy. Jednak przy
rozsądnych cenach pizzy coperto nie powinno nam zrujnować portfela.
Pizza miała być wyśmienita, była w porównaniu z innymi tylko bardzo dobra, natomiast spaghetti z owocami morza wprawiło mnie w kulinarne osłupienie. O Matko! Przyszło mi na myśl, kiedy po raz pierwszy widelec wylądował w mojej buzi. Nie opiszę tego smaku, ale czegoś takiego nigdy nie jadłam i jak nigdy nie mam w zwyczaju zamawiać makaronu, to od tej pory chyba zacznę smakować włoskie makaronowe potrawy. Knajpka jest maleńka i ma dosłownie kilka stolików, więc czekaliśmy na wejście około 20 minut. Właściciel zamyka drzwi na klucz i otwiera, gdy ktoś chce wejść, więc może się zdarzyć, że jak przyjdziecie, w środku zobaczycie ludzi, a drzwi będą zamknięte, wtedy trzeba poczekać i dać mu szansę te drzwi otworzyć. Lokal mieści się w niesławnej Quartieri Spagnoli, dzielnicy uważanej za niebezpieczną, więc już samo czekanie pod knajpką dostarcza atrakcji. Tak nas straszono, a przechodzący obok nas mieszkaniec z troską pytał czy coś się stało, że nie możemy wejść do środka. Nikt nas nie zatłukł, nie okradł i nic się nam nie stało. Jedyne przed czym ostrzegamy to coperto, którego nie ma w cenniku. Właściciel raczej 'na oko' ocenia możliwości finansowe turystów, co w naszym przypadku podwyższyło ogólny rachunek o 4 Euro. Japończyk miał gorzej. W każdym razie bardzo nam smakowało, a poczęstunek likierem cytrynowym domowej roboty był wart tych 2 Euro od osoby.
Słodkości
Jednym
z mieszających się nieustanie zapachów Neapolu jest słodki zapach
ciast, ciasteczek i innych słodyczy wystawianych na ulicznych
straganikach prawie przed każdą kawiarenką. Najpopularniejsza jest
neapolitańska specjalność - baba, która przypomina nieco naszą
tradycyjną babkę, a kupić ją można od 1 Euro na ulicy.
Ciekawostką jest, że baba ma polskie korzenie bo przywędrowała do
Neapolu z dworu Leszczyńskich. Do najbardziej znanych należą też
sfogliatelle, czyli kruche ciastka z nadzieniem z semoliny i sera
risotta, jadane na śniadanie. Kupić je można w każdym barze i
cukierni. Dookoła znajdziemy mnóstwo rogalików z ciasta
francuskiego przekładanych nadzieniem z czekolady. Takie właśnie
śniadanie z dodatkiem mocnego espresso i cappuccino serwowano nam
codziennie na śniadanie.
Wino
Najpopularniejsze
wina z regionu to: Aglianico, Falanghina (bardzo wiele rodzajów i
cen), Fiano di Avellino, Solopaca, Coda di Volpe, Piedirosso, Lacryma
Christi (wino ze stoków Wezuwiusza), Taurasi (nam trafiło się
takie wino z 2009 roku!), Greco di Tufo. W zależności od producenta
wino Falanghina może kosztować od 1 Euro do 8 Euro za butelkę.
Oczywiście te za 8 czy 7 Euro smakują zdecydowanie lepiej, ale
piliśmy raz również wino za 1.5 euro i też było nie najgorsze. W
pizzerii, zamawiając butelkę wina do stolika za 6 Euro, z pewnością
dostaniemy taką tańszą wersję, która w sklepie można dostać za
3 Euro. W winiarniach znajdziemy sporo win w okolicach 5 – 6 Euro,
widzieliśmy też wina domowego wytworu zlewane do butelek z grosze,
ale takich nie próbowaliśmy. W trattoriach oferują (poza
butelkowanymi) wina od rolnika, czasem niedobre, czasem świetne.
Można zamówić karafkę 250 ml, 0,5 litra lub 1 litr. My takie
domowe wino piliśmy w cenie 3.5 Euro za małą karafkę i było
bardzo smaczne.
ale super! jestem totalnie zaskoczona, ze pizze piecze sie tak krótko i w takiej temperaturze. wyglada makowicie, nie umywa sie do tych polskich wersji :)
OdpowiedzUsuń