Kolejnego dnia zaplanowaliśmy wyjazd do Pompejów i Herkulanum
kolejką Circumvesuviana. Najlepiej wyruszyć z pierwszego przystanku
Circumvesuviany, ale chcieliśmy kupić trzydniową kartę Artecard
na całą Kampanię (w cenie 32 Euro komunikacja, oprócz promów,
dwa pierwsze muzea w cenie, na pozostałe zniżki), dlatego
wyruszyliśmy z Napoli Centrale, gdzie po prawej stronie od peronów
znajduje się informacja turystyczna (czynna codziennie –
09:00-18:00). Kartę można kupić również w muzeach.
Neapolitańczycy są bardzo mili i pomocni. Choć nie mówią po
angielsku, to pracownicy dworca bez problemu wyjaśnili nam, na który
peron mamy pójść. Mieliśmy jechać w kierunku Sorento,
wyświetlało się Sarno. Skierowani na peron przez kolejarzy, jednak
nie byliśmy pewni, czy to to samo miejsce. Zapytaliśmy miejscowych,
dzięki słowom „Pompei”, włoskiego „dopo” (jak domyśliliśmy
się „next”) i niezliczonej ilości gestów rąk i głów,
okazało się, że nasz pociąg to następny. O wrażeniach z tych
miejsc napiszemy w osobnym poście, bo jest o czym pisać!
Wieczorem, po powrocie do Neapolu, byliśmy wykończeni, ale nie na tyle, żeby nie „wyskoczyć na miasto”. Miasto wieczorem może wydawać się przerażające. Odpadające tynki kamienic, tajemnicze bramy, pozamykane na trzy spusty witryny sklepowe, wąskie i mroczne uliczki. Spacer nimi pozwala na dojrzenie niektórych detali zupełnie niewidocznych za dnia, kiedy to pootwierane sklepiki i kramy odciągają uwagę od architektury. Chodząc po mieście, mamy wrażenie, że każda ściana, każda kamienica jest stara i odrapana, ale wciąż żywa. Czujemy, że jesteśmy na południu Europy. Cóż, wiele miast już widzieliśmy, a Neapol musimy uznać za wielkie zaskoczenie na PLUS. Myśleliśmy, że nie dane nam będą wieczorne spacery po zmroku, które okazały się bardzo przyjemne. Wszystkie atrakcje miasta, muzea, kościoły, podziemia, zamki zachęcają do wizyty w tym mieście. Neapol oferuje też wspaniałe widoki, dostępne ze wzgórza, na które wjedziemy kolejką ub wejdziemy po schodach pieszo (ale droga długa).
Rano
jedziemy metrem (linia 2) do przystanku Pozzuoli Solfatara. Jest
luty, więc wejście na Wezuwiusz nie będzie raczej przyjemne, a
chcemy zobaczyć wulkan. Wezuwiusz jest nieaktywny, z daleka
monumentalny i piękny, natomiast sam kater nieciekawy, wielki lej
jakich wiele (my już oglądaliśmy kanaryjskie kaldery). Solfatara w
Pozzuoli z daleka nie wygląda jak wulkan (jak nie masz pojęcia, że
tam jest, nie zorientujesz się, że obok jest takie cudo). Z dworca
idziemy ok. 1,5 km drogą w górę (jeżdżą autobusy, ale chyba
trzeba machać na przystankach). Wejście do solfatary jest przez
bramę kamienicy. Za bramą znajdziecie się u wrót Hadesu (wg
mitologii). Wstęp 5,60 z artecard, bez zniżki 7 Euro. Można poczuć
się jak na księżycu. Na nas największe wrażenie zrobiły
wydobywające się z wnętrza Ziemi opary siarki. Miejsce to jest
warte ceny i czasu poświęconego na dotarcie (metro jedzie ok. 1
godziny w jedną stronę). W drodze powrotnej kupujemy pomarańcze i
mandarynki w przydrożnym sklepiku (właśnie w okolicy trwa zbiór)
– smak wart każdej ceny, a cena jak u nas w markecie. Wsiadając
do pociągu, zobaczyliśmy wielką, czarną chmurę, z której ku
naszemu przerażeniu zaczął padać śnieg. Pocieszaliśmy się, że
już odjeżdżamy, w solfatarze mieliśmy mroźną ale słoneczną
pogodę, a w Neapolu będzie lepiej. Nie było.
Po przyjeździe, zgodnie z planem wyjechaliśmy kolejką „górską” Montesanto (funicolare) do zamku Sant'Elmo podziwiać panoramę miasta. Prawie nic nie było widać, oprócz miejscowych robiących sobie zdjęcia z opadem śniegu. Zjechaliśmy z Piazza Fuga wprost do dzielnicy hiszpańskiej (quartieri spagnoli).
Po drodze do nabrzeża zjedliśmy obiad,
zobaczyliśmy monumentalny Piazza del Plebiscito. Naszym celem był
Castel dell'Ovo, jak się okazało możliwe było tylko zwiedzanie
murów, ale za darmo – bardzo ładne widoki na Capri, Wezuwiusz
oraz miasto. W drodze powrotnej do hotelu wpadliśmy do Gambrinusa na
kawę wymyśloną w Neapolu (allanocciola), zwiedziliśmy Galerię Umbero I, która wydała nam się
zdecydowanie ładniejsza od słynnej mediolańskiej galerii (Maciek
nie lubi milano) oraz Castel Nuovo.
Wtedy zdecydowaliśmy, że jeszcze pozwiedzamy metro. Tak metro! W Neapolu jest jedno z najpiękniejszych na świecie – wiele stacji jest zaprojektowanych jako galerie/dzieła sztuki. Zwiedzanie metra zabiera nam około dwie godziny.
Wracamy wykończeni do hotelu, ale po krótkim odpoczynku
biegniemy na Via dei Tribunali. Dzisiaj jeszcze musimy spróbować
pizzy w kolejnej „świątyni” - Di Matteo. Po kolacji po raz
kolejny wracamy okrężną drogą, biegnąca przez prawie całą
starówkę do hotelu. Dzisiaj nie pada więc zaglądamy w zakątki do
których jeszcze nie udało nam się dotrzeć. Chcemy też zobaczyć
kapliczkę poświęconą Diego Maradonie. Niestety, pomimo
sprawdzonych, dokładnych namiarów GPS nie możemy jej naleźć. Po
raz kolejny okazuje się, że Neapolitańczycy są wspaniali –
pytamy przechodzącego Pana z psem o Maradonę, pomimo bariery
językowej wyjaśni nam, że kapliczka znajduje si w środku Baru
Nilo. Dzisiaj już zamknięte.
Ostatniego
dnia jeszcze raz wjeżdżamy na punkt widokowy przy zamku sant'Elmo.
Dzisiaj pogoda dopisała – słońce, temperatura ok. 10ºC.
Widok na miasto wart zachodu. Schodzimy Via Pedamentina San Martino
(schodami) w kierunku stacji Montesanto. W połowie drogi wsiadamy do
funicolare. Idziemy do stacji Dante skąd jedziemy... na pizzę do
Starita dei Matardei.
Pizzeria ani okolica nie przypomina tej z filmu Złoto Neapolu, ale po spróbowaniu Marinary w ich wykonaniu już wiemy, że tu jest nasze L'oro di Napoli. W drodze powrotnej do centrum ponownie zwiedzamy stacje metro, o których skarbach doczytaliśmy poprzedniej nocy. Wracamy na Dante i w końcu po trzech nocnych wędrówkach poznajemy starówkę za dnia.
Zaczynamy od
cappuccino, potem próbujemy zwiedzić kościoły, miały być
otwarte (w Neapolu bywają otwarte nawet kiedy powinny być
zamknięte), a dzisiaj wszystkie zamknięte na cztery spusty.
Niezniechęceni idziemy dalej, wiemy, że przed nami uliczki z szopkami – ach, ech, och. Niby kicz, ale wszystko ręczna robota. Oprócz tradycyjnych postaci kogo tam nie ma – politycy, sportowcy, celebryci i inni przez nas nierozpoznani.
Po drodze odwiedzamy
kapliczkę ku czci Diego – zamawiamy espresso, podziwiamy wystrój,
robimy fotki. Jedynym kościołem jaki udało nam się tego dnia
zobaczyć była Basilica cattedrale metropolitana di Santa Maria
Assunta – czyli Duomo, Katedra była naszym pożegnaniem z Neapolem
– stamtąd kierujemy się prosto na lotnisko. Już wiemy, że na
pizze w Neapolu niedługo wrócimy ;) - bilety już kupione!
Przepiękne miasto :)
OdpowiedzUsuńkolejny punkt na mapie do odwiedzenia..
OdpowiedzUsuńWrócę tam z pewnością nie raz, bo naprawdę miasto jest tego warte! Poza samym Neapolem jest również mnóstwo miejsc, które można zobaczyć. Czy dłużej tam jesteś, tym bardziej je kochasz :)
OdpowiedzUsuńByliśmy na majówce.można kochać lub nienawidzić.my pokochaliśmy.chaos,bałagan,zniszczone kamienice,kapliczki w ścianach,miski z zakupami wciągane do kamienic,pranie,samochody trąbiące i stukające się-ale to właśnie serce Neapolu,folklor.Fantastycznie:)
OdpowiedzUsuńI właśnie z tego samego powodu kochamy Neapol 🙂
Usuń