As-Sawira leży na wybrzeżu Oceanu Atlantyckiego, który opływa zimny prąd
kanaryjski, dlatego woda jest zimna i o plażowaniu można zapomnieć.
Miasteczko słynie natomiast z: bardzo silnych wiatrów (jest nazywana
rajem dla surferów), klimatycznej mediny (wpisanej na listę zabytków
Unesco), i artystycznej atmosfery (bywali tu znani artyści, np. Jimi
Hendrix, Oliver Stone (zdjęcia do Aleksandra Wielkiego), Ridley Scott (zdjęcia do Królestwa niebieskiego). W tym portowym mieście widać też
różnorodność wielu kultur: wpływ Portugalczyków (dobrze zachowane
fortyfikacje), Francuzów, Berberów, Żydów, Arabów i potomków czarnych
niewolników zwanych Gnawa, których sprowadzono z głębi Afryki do uprawy
trzciny cukrowej.
Noclegi wybieramy na podstawie przewodnika, przy czym jest tu stosunkowo
drogo. Ostatecznie decydujemy się na hotel Tafraout. Nasi polscy sąsiedzi mieli pluskwy w łóżku. My, na szczęście, mimo, że mieszkaliśmy w
pokoju obok, nic nie znaleźliśmy i nic nas
też nie pogryzło, choć trauma oglądania poduszki w pokoju sąsiadów
niewątpliwie wpłynęła na postrzeganie tego uroczego miejsca.
Kolejnego dnia spragnieni wakacyjnej atmosfery podjęliśmy heroiczną próbę
plażowania. Najpierw była próba zjedzenia lunchu na plaży i nawet się
udała dzięki dwóm karimatom, z których jedna stanowiła siedzisko, a
druga parawan chroniący nasze plecy i kanapki przed łachami piachu
wirującymi po plaży. Następnie, jak na plażowiczów przystało, trzeba
zamoczyć się w oceanie. Ja zakończyłam tę czynność na wysokości kolan,
Maciek natomiast odważył się wejść cały. Wracając, uciekaliśmy przed
przypływem, który mógł nam odciąć drogę, bo zrobiliśmy sobie
kilkukilometrowy spacerek plażą w okolice wydm. Walczyliśmy dzielnie z
szalejącym na wietrze piachem i właśnie tego dnia postanowiliśmy już
więcej nie plażować!
Za to spacerki po medinie, oglądanie zachodu
słońca na murach fortu, przyglądanie się z bliska ptakom w porcie,
francuska bagietka z kawą w jednej z nadmorskich kafejek o poranku,
bezstresowe zakupy (niektóre wyroby miały ceny!) to bezcenne i piękne
chwile, które będziemy z As-sawirą kojarzyć. Chcieliśmy też spróbować
tutejszej specjalności, czyli owoców morza i rybek.
Nieopodal portu jest
kilka miejsc, gdzie można zjeść świeżutkie ryby z grila. Za pierwszym
razem wybraliśmy mixa - czyli całą tacę różnych ryb i owoców morza, które
grilowane są na miejscu i podawane z sałatką i bagietką. Za drugim
razem jedliśmy już tylko sardynki i owoce morza na wagę. Ceny raczej na
francuską kieszeń i kosztują tyle, co w naszym polskim markecie, ale tu
są prosto z oceanu i przyrządzone na miejscu, więc i tak taniej niż nad
Bałtykiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz