lipca 19, 2010

Essaouira

As-Sawira (arab. الصويرة, berber. ⵜⴰⵙⵓⵔⵜ czyt. Tassort, fr. Essaouira),

As-Sawira leży na wybrzeżu Oceanu Atlantyckiego, który opływa zimny prąd kanaryjski, dlatego woda jest zimna i o plażowaniu można zapomnieć. Miasteczko słynie natomiast z: bardzo silnych wiatrów (jest nazywana rajem dla surferów), klimatycznej mediny (wpisanej na listę zabytków Unesco), i artystycznej atmosfery (bywali tu znani artyści, np. Jimi Hendrix, Oliver Stone (zdjęcia do Aleksandra Wielkiego), Ridley Scott (zdjęcia do Królestwa niebieskiego). W tym portowym mieście widać też różnorodność wielu kultur: wpływ Portugalczyków (dobrze zachowane fortyfikacje), Francuzów, Berberów, Żydów, Arabów i potomków czarnych niewolników zwanych Gnawa, których sprowadzono z głębi Afryki do uprawy trzciny cukrowej.

Noclegi wybieramy na podstawie przewodnika, przy czym jest tu stosunkowo drogo. Ostatecznie decydujemy się na hotel Tafraout. Nasi polscy sąsiedzi mieli pluskwy w łóżku. My, na szczęście, mimo, że mieszkaliśmy w pokoju obok, nic nie znaleźliśmy i nic nas też nie pogryzło, choć trauma oglądania poduszki w pokoju sąsiadów niewątpliwie wpłynęła na postrzeganie tego uroczego miejsca.

Kolejnego dnia spragnieni wakacyjnej atmosfery podjęliśmy heroiczną próbę plażowania. Najpierw była próba zjedzenia lunchu na plaży i nawet się udała dzięki dwóm karimatom, z których jedna stanowiła siedzisko, a druga parawan chroniący nasze plecy i kanapki przed łachami piachu wirującymi po plaży. Następnie, jak na plażowiczów przystało, trzeba zamoczyć się w oceanie. Ja zakończyłam tę czynność na wysokości kolan, Maciek natomiast odważył się wejść cały. Wracając, uciekaliśmy przed przypływem, który mógł nam odciąć drogę, bo zrobiliśmy sobie kilkukilometrowy spacerek plażą w okolice wydm. Walczyliśmy dzielnie z szalejącym na wietrze piachem i właśnie tego dnia postanowiliśmy już więcej nie plażować!

Za to spacerki po medinie, oglądanie zachodu słońca na murach fortu, przyglądanie się z bliska ptakom w porcie, francuska bagietka z kawą w jednej z nadmorskich kafejek o poranku, bezstresowe zakupy (niektóre wyroby miały ceny!) to bezcenne i piękne chwile, które będziemy z As-sawirą kojarzyć. Chcieliśmy też spróbować tutejszej specjalności, czyli owoców morza i rybek. 

Nieopodal portu jest kilka miejsc, gdzie można zjeść świeżutkie ryby z grila. Za pierwszym razem wybraliśmy mixa - czyli całą tacę różnych ryb i owoców morza, które grilowane są na miejscu i podawane z sałatką i bagietką. Za drugim razem jedliśmy już tylko sardynki i owoce morza na wagę. Ceny raczej na francuską kieszeń i kosztują tyle, co w naszym polskim markecie, ale tu są prosto z oceanu i przyrządzone na miejscu, więc i tak taniej niż nad Bałtykiem.








































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Pacynkowe Podróże , Blogger