lipca 24, 2018

Bałkańska przygoda-Perast


Miasteczko Perast miało to być ciche i nieodkryte przez masową turystykę. Ciche i małe jest, natomiast znaleźć miejsce do parkowania jest bardzo trudno, a tak czasem kończy się nieostrożne parkowanie...

W drodze na parking zastaliśmy taki widok.

 Właśnie na tym parkingu stał też nasz samochód.



W miasteczku znowu spotykamy wiele grup zorganizowanych, szczególnie odczuwamy to po dopłynięciu wynajętą łódeczką na małą wyspę św. Marii, gdzie znajduje się bardzo ładna cerkiew.

W pewnym momencie dobijają do niej statki i zaczyna się desant turystów grup zorganizowanych. 



Młody chłopak, który zawiózł nas swoją łódką, wrócił po nas po 30 minutach, tak jak się umówiliśmy. Koszt wynajęcia prywatnej łódki to 5 Euro od osoby dorosłej, dzieci za darmo. Oczywiście na łódce jesteśmy sami i nie musimy na nikogo czekać, a o tym ile czasu chcemy spędzić na wyspie, też sami decydujemy. Zaraz obok jest druga maleńka wysepka, ale jej się nie zwiedza, bo jest prywatną własnością, natomiast my poprosiliśmy chłopaka, żeby opłynął ją dookoła i tak też zrobił.





W Perast zjedliśmy smaczny obiad, a spacer po miasteczku jest krótki, bo też w zasadzie jest to jedna ulica. Plaż nie ma, są tylko betonowe podesty, tak na 3 ręczniki.






Ponieważ w drodze powrotnej po całym dniu zwiedzania zamarzyła nam się kąpiel w zatoce, wybraliśmy miejsce, które fajnie wyglądało z okien samochodu. Padło na okolice miejscowości Dobrota. Brak plaży zrekompensowała cudownie miękka i cieplutka woda oraz oszałamiający widok zachodu słońca.
 


Po drodze zajechaliśmy jeszcze na punkt widokowy, zobaczyć św Stefana podświetlonego nocą. 

 
Na drogę powrotną z okolicy Zatoki Kotorskiej do Ulcinij trzeba przeznaczyć dużo czasu, bo korki wieczorami w nadmorskich miejscowościach ciągną się niemiłosiernie.

Kolejny wpis z tej podróży

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Pacynkowe Podróże , Blogger