Wstaliśmy o 7 rano, bo czeka nas długa
droga do Czarnogóry. Jedziemy prawie przez całą Bośnię i
Hercegowinę. Droga jest kręta, ale bez problemu się przejedzie.
Większość wiosek i miejscowości w BIH to znów smutny widok
przypominający o wojnie. Maciek zwraca nam uwagę, że na znakach
drogowych z nazwami miejscowości (są dwujęzyczne) jeden z
napisów jest przekreślony z komentarzem. W zależności, kto
mieszka w danej wiosce, zamazany jest albo napis w cyrylicy, albo w
alfabecie łacińskim. Są też wioski z przeważającymi meczetami i
górującymi nad miasteczkiem minaretami lub kościołami
prawosławnymi. Widać, że podziały wśród ludności są nadal, a
zniszczone domy o tym jeszcze bardziej przypominają. Najgorzej
wyglądają duże miasta - w blokach i budynkach, gdzie jeszcze nie
odnowiono tynków, ciągle są dziury po ostrzale, a im większy
budynek, tym bardziej zniszczony. Przejeżdżamy właśnie przez jedno z takich miast i zatrzymuje nas
policja, więc grzecznie zjeżdżamy na bok.
Upewniwszy się, że nie
przekroczyliśmy prędkości, zatrzymujemy się i czekamy na kontrolę
bośniackiej policji. Podchodzi do nas policjant i pyta nas, w jakim
języku chcemy mówić! (serbski, chorwacki, niemiecki, angielski?)
Kiedy pierwszy szok, spowodowany możliwością wyboru języka w celu
konwersacji z przedstawicielem władzy, minął, wybraliśmy
angielski. Policjant, władający świetną angielszczyzną, poprosił
o dokumenty (w BIH obowiązuje Zielona karta!) zadał nam kilka
pytań: Czy pierwszy raz tu jesteśmy, czy to wakacje itp. Jednakże
najbardziej zainteresowało go, co wieziemy na przednim siedzeniu. A
na przednim siedzeniu jedzie z nami lodówka turystyczna przykryta
dużym ręcznikiem, który jeszcze nie zdążył wyschnąć, a że
ręcznik zachodził na zagłówek... Przyznaję, mogło to z daleka
wyglądać, jakbyśmy przewozili dosyć postawnego człowieka
przykrytego ręcznikiem. Nie chcę nawet myśleć, co jeszcze mógł
podejrzewać policjant. Mamy też koncepcję, że zatrzymał nas
policjant – poliglota, który lubi sobie podszkolić język i
zatrzymuje turystów na obcych blachach, bo zaraz za nami, następny
w kolejce do zjazdu był samochód z niemiecką rejestracją. W
każdym razie policjant był bardzo uprzejmy. Droga do granicy z
Czarnogórą jest niezwykle malownicza i kręta, ale widoki zapierają
dech, warto więc gdzieś zatrzymać samochód i spojrzeć z góry na
szmaragdową rzekę niesamowicie meandrującą pomiędzy pagórkami.
Przejeżdżamy przez Mostar, którego zwiedzanie zostawiamy na koniec
naszej podróży i kierujemy się na przejście graniczne wysoko w
górach. Mamy sporo obaw dotyczących drogi, jaką wybraliśmy, ale
choć nawierzchnia czasem pozostawia trochę do życzenia, a droga
raczej wąska, jedzie się dobrze, a ruch też jest niewielki.
Jeszcze tylko postój przed samą granicą w fajnej knajpce z widokami
Na
granicy trzeba trochę postać i … Witaj Czarnogóro!
Niedaleko po przekroczeniu granicy
mamy kolejną policyjną kontrolę. Czarnogórscy policjanci
sprawdzają nas rutynowo i ostrzegają, żeby jechać tyle, ile
pokazuje znak, a pokazywał 20 /h, bo właśnie naprawiano drogę.
Naszym celem jest miejscowość Ulcinij – miasto na samym końcu
Czarnogóry, tuż przy albańskiej granicy.
Jadąc, mijamy skąpane w zachodzącym
słońcu Jezioro Szkoderskie – tu też jeszcze wrócimy. Droga
niemiłosiernie dłuży się, gdy przejeżdżamy przez kolejne
nadmorskie miasteczka – a po drodze do Ulcinij jest ich kilka. W
takich małych miejscowościach z jedną drogą przejazdową tworzą
się korki, tłumy wracają z plaży, część ludzi już idzie „w
miasto”, samochody włączają się do ruchu, piesi przechodzą
przez pasy lub nie przez pasy – koszmar. Czarnogórskie korki
trochę nam odbierają humor, zmęczenie daje się mocno odczuć, ale
w końcu docieramy na miejsce.
Beni bungalows – już robi się
ciemno, a pan z recepcji wita nas i mówi, że niestety w całym
Dolnym Stoj wysiał prąd. To że jest ciemno, to nic, ale to, że w
związku z tym nie ma wody, trochę nas martwi. Wiedzieliśmy o
częstych przerwach w dostawach prądu i jesteśmy przygotowani –
mamy latarki i świeczki. Na szczęście po około godzinie wraca
zasilanie, więc czym prędzej korzystamy z prysznica.
Kolejny wpis z tej podróży
Kolejny wpis z tej podróży
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz