Po
pierwszej wizycie w Neapolu, wiedzieliśmy, że chcemy tam wrócić.
Zakochaliśmy się w smaku neapolitańskiej pizzy, kawy i
niepowtarzalnego uroku tego pachnącego praniem miasta. Kolejny raz
przypomniały mi się słowa z filmu „Jedz, módl się i kochaj”
z Julią Roberts, która prowadzi taki oto dialog ze swoją
przyjaciółką:
- Zakochałam
się - Jestem w związku z pizzą.
- Zrywasz
z pizzą?
- Nie mogę.
- Jesz pizzę w Neapolu, moralnym obowiązkiem jest czerpać z
tego przyjemność.
O
tak! W tej pizzy można się zakochać, a kto kocha, tęskni i jest
gotów poświęcić wiele, żeby znów być razem. Być może to
właśnie „miłość” do pizzy sprawiła, że pewnego wieczora,
przeglądając, ceny lotów do Neapolu natrafiliśmy na prawdziwą
perełkę. Otóż jest taki dzień, kiedy Wizzair zmienia siatkę
lotów z zimowej na letnią i tego dnia jest jedyna niepowtarzalna
możliwość, żeby lecieć w sobotę i wrócić w niedzielę. W
Neapolu możemy więc spędzić jedną noc, podczas której
przestawiamy zegarki z czasu zimowego na letni. Traf chciał, że
dzień wcześniej Maciek obchodzi urodziny, więc jest szansa na
najsmaczniejszy pizzowy tort urodzinowy, jaki mógłby sobie
wymarzyć. Do tego ceny na te loty były w całkiem przyzwoitej
cenie. Decyzja zapadła szybko. Po przylocie idziemy na pizzę, a
potem spacerujemy po uliczkach starego miasta. Hotelik tym razem
wzięliśmy przy samym dworcu. Hotel Ideal może idealny nie jest,
ale dostaliśmy czteroosobowy duży i ładny pokój z balkonem. Plan
jest taki, że idziemy do pizzerii Sorbillo, żeby posmakować czegoś
nowego, ale tłum przed wejściem nas zniechęcił i zdecydowaliśmy,
że ustawimy się w kolejce do pizzerii Mateo. Zapisaliśmy się do
listy kolejkowej – swoją drogą Włosi pięknie wymawiają nasze
nazwisko [paczino] i pytają, czy jesteśmy jakoś z aktorem
spowinowaceni. Niestety nie zmienia to faktu, że na stolik czekamy
od 9 do 23. Na placu obok jest rozstawiona scena, grają zespoły,
ludzie tańczą, bawią się na ulicy. Stoimy w wielkiej i imprezowej
kolejce, bo tuż obok znajduje się enoteka, do której też
zaglądamy, żeby czas na oczekiwanie jakoś milej płynął. Około
22 jesteśmy już głodni i zamawiamy na wynos neapolitańskie kulki
smażone z nadzieniem sera, ryżu i czegoś jeszcze, są całkiem
smaczne. Kolejki są dwie – jedna to ludzi zamawiający coś na
wynos, w drugiej czeka się aż zawołają, że zwolnił się stolik.
W końcu i nas wołają, a jak smakuje pizza po tak długim
oczekiwaniu, chyba nie trzeba mówić. Do hotelu dotarliśmy około
północy, a rano poszliśmy na spacer uliczkami starego miasta.
Obserwowaliśmy, jak mieszkańcy szykują się do świąt. Była
niedziela palmowa, więc mieliśmy okazję zobaczyć bardzo ciekawy
przemarsz mieszkańców, duchownych i konia do kościoła. Pogoda
była rewelacyjna, cieplutko, słonecznie, ale niestety czas już
wracać. Nawet na jeden dzień warto było przenieść się do
Neapolu
dla "fulskrinów" trochę lepsza wersja tu: https://plus.google.com/photos/108735603265866331184/albums/6136210068045869345?banner=pwa
dla "fulskrinów" trochę lepsza wersja tu: https://plus.google.com/photos/108735603265866331184/albums/6136210068045869345?banner=pwa
mniam!
OdpowiedzUsuń