
Pogoda taka sobie, jest
ciepło, duszno i pochmurno. Rano jedziemy taksówką około 20 km do
Oriental Village, gdzie znajduje się kolejka na najwyższe
wzniesienie na wyspie i
podniebny most. Taksi kosztowała 26 zł w jedną stronę. Po drodze widać dziką plaże, a na niej
małpy, dalej na polankach wolno pasące się bawoły. Sama „wioska
orientalna” to głównie sklepy i knajpki, ale bardzo ładnie
urządzone, typowe rodzinne i mocno komercyjne miejsce, ze sztucznym
stawem i rybkami, placami zabaw, królikarnią, gdzie dzieci mogą
uganiać się za króliczkami i je karmić. Oczywiście
najważniejszym punktem jest kolej linowa.

Przyznaję, że czekałam
bardzo na tę wycieczkę i miałam w związku z tym wielkie
oczekiwania. Na samej górze, za górną stacja znajduje się
podwieszany i zaokrąglony most, z którego można podziwiać korony
drzew i chodzić sobie nad dżunglą. Bardzo chciałam przejść się
tym mostem zwanym Sky Bridge, ale niestety właśnie był zamknięty
z powodu konserwacji. Żeby wjechać kolejka na górę, trzeba
odczekać sporo czasu. Najpierw kupuje się bilety, na których jest
wyznaczona godzina wejścia, potem jeszcze jedna godzina w drugiej
kolejce do wejścia.

Można wejść bez kolejki, ale taki wjazd
kosztuje 80 zł zamiast 30 zł na osobę, więc wybraliśmy wersję
ekonomiczną i odczekaliśmy swoje. Widoki i sama jazda koleją są
niezapomniane. Z góry widać całą wyspę i inne mniejsze wysepki.
Po prawej stronie jest otwarte okno, można wyciągnąć rękę z
aparatem i nie ma się widoku szyby. Po drodze ładnie też widać
wodospady 7 Wells, na których odwiedzenie już nie starczyło nam
czasu.

Na dole Olaf bawił się z króliczkami i oczywiście
nawiązywał nowe znajomości.
Po powrocie poszliśmy do fajnej
indyjskiej knajpki, w której oprócz typowej karty menu jest też
samoobsługowy bufet, który działa na zasadzie, że nakładasz
sobie, co chcesz i ile chcesz, a potem przychodzi pan, ogarnia twój
talerz wzrokiem i go wycenia na oko.

Ceny bardzo dobre! Najbardziej
smakowały mi przysmaki z pieca tandorii, Maćkowi różnego rodzaju
roti i nany, a Tomkowi ryż i bufet samoobsługowy, a tam różne
mięsa w sosach, ryby i skorupiaki. W ogóle jesteśmy fanami roti w
różnych wydaniach, roti z czosnkiem, roti z sardynkami, roti z
bananami. Nawet Olaf, jak ogląda kartę menu i widzi obrazki, mówi
„am, am”
Na Langkawi komunikacja miejska prawie nie istnieje, alternatywą są taksówki, które mają ustalone, bardzo przystępne ceny. Jednak zawsze przed wejściem warto zapytać o cenę
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz