Swoją drogą hotel od tyłu wygląda równie imponująco, a z kładki prowadzącej do ogrodów jest też piękny widok na młyńskie koło (Singapore Flyer). Drzewa w Super Grove na razie wydają się typowo futurystyczne, ale z pewnością, kiedy obrosną, będą jeszcze piękniejsze.
Do tego te wszystkie singapurskie ułatwienia dla ludzi z dziećmi i dla dla osób niepełnosprawnych, wszędzie windy, dostosowane toalety – tu muszę się na chwilę zatrzymać, żeby wspomnieć o toalecie damskiej. To że jest czysta i lśni, to oczywistość, ale co mnie urzekło, to udogodnienia dla matek z dziećmi: na drzwiach są obrazki mamy i dziecka, co znaczy, że obok muszli klozetowej jest też zawieszane krzesełko z pasami dla dziecka, żeby było bezpiecznie. Zastanowił mnie jeszcze mały pisuar w damskiej toalecie, ale jego wysokość może świadczyć tylko o tym, że projektant wnętrza pomyślał też o mamach wchodzących tu z małymi pociechami płci męskiej. Jeśli chodzi o pokoje do przewijania, to brak mi słów! Czyste, lśniące, z wszelkimi możliwymi udogodnieniami. Czas ucieka, trzeba jechać na lotnisko.
- za to, że jak chodzisz chwilę i wyglądasz na nieco zagubionego, podejdzie ktoś i zaproponuje pomoc,
- obsługa z uśmiechem, informacja z uśmiechem, a ludzie nie sprawiają wrażenia, że pracują tu za karę,
- perfekcyjny angielski, nawet pani sprzątająca toalety mówi po angielsku,
- toalety czyste i pachnące, w kabinie płyny do dezynfekowania desek sedesowych lub nakładki higieniczne, czysto i lśni na błysk,
- pokoje dla matek i ojców (!!!) z dzieckiem, pełny komfort, przewijak z wymiennymi podkładami, osobny zamykany pokój z kanapą do karmienia, w niektórych pomieszczeniach był nawet dystrybutor gorącej, ciepłej i zimnej wody do przygotowywania mleka,
- darmowy Internet, jak nie masz laptopa to możesz skorzystać z lotniskowych stanowisk z komputerami
- darmowe lokalne połączenia telefoniczne
- 3 terminale połączone są szybką kolejką, oczywiście darmową,
- wszędzie schody ruchome, windy i ruchome chodniki, na podłogach dywany,
- kontrola paszportowa jest ileś tam razy, ale kontrola bagażu podręcznego jest dopiero tuż przed wejściem na pokład samolotu, więc wchodzisz z dowolną ilością płynów i pozbywasz się ich niedługo przed wejściem do samolotu, ale nawet jak nie masz wody, to nie problem, bo wszędzie są kraniki z wodą zdatną do picia,
- nasz maluch się nie nudził, jest dużo przestrzeni do biegania ;),
- wszystko świetnie oznakowane, choć trzeba się liczyć z dość dużymi odległościami,
- basen, wycieczki - szczegóły w tym wpisie.
Nasz lot z Singapuru
nieco się opóźnił, potem jeszcze czekaliśmy dość długo na
pozwolenie lądowania i krążyliśmy nad Doha, a mieliśmy 50 minut na transfer między samolotami. Oczywiście
dostaliśmy stosowne kolory biletów i zawieszki na szybki transfer,
ale coraz bardziej, baliśmy się, że nie zdążymy. W końcu
zostało nam już tylko niespełna pół godziny, a bramki zamykane
są na 10 minut przed startem. Zaraz po wylądowaniu razem z połową
samolotu biegliśmy do hali transferowej na ‘szybki transfer’,
kontrola przeprowadzona została błyskawicznie, potem biegiem do
bramek, na których widniał napis ‘last call Milan’ i już
byliśmy w autobusie do samolotu. Nigdy tak szybko nie byliśmy
odprawieni, jak teraz, wszystko zajęło niecałe 15 minut od wylądowania w Dausze. Wniosek
jest taki, że z Qatar Airways 50 minut na zmianę samolotu
wystarczy, ponieważ mają dobrze zorganizowane lotnisko.
Pozostał jedynie niepokój o nasze bagaże, czy zdążą je
przeładować do kolejnego samolotu, ale nie było problemu, bo po
zajęciu miejsc, jeszcze chwilę trwało, zanim ruszyliśmy. Lot
minął nawet dobrze, niestety Olaf obudził się o „swojej” 8 rano,
czyli w środku nocy czasu "bliżej europejskiego" i śmiertelnie się nudził w
ciemnym samolocie, pełnym śpiących ludzi. My też nie spaliśmy ;).
Bilet
powrotny z Azji mieliśmy do Mediolanu z krótką przesiadką w Dausze. Do
Polski wracaliśmy Wizzairem z Bergamo następnego dnia wieczorem.
Mieliśmy półtora dnia na Mediolan (z powodu krótkiej przesiadki w
Dausze, powrót do kraju rezerwowaliśmy dzień po planowanym przylocie do
Włoch - gdybyśmy nie zdążyli się przesiąść, była szansa dostania się do
Mediolanu w ciągu kolejnych 24 godzin). Na szczęście nie musieliśmy testować tego wariantu.

Mediolan nas rozczarował. Powodem pewnie były: zmęczenie, odebranie połamanego wózka na lotnisku (procedurę odszkodowania opiszemy w planowanych poradach), paskudna pogoda. Kolacja i śniadanie były cudowne - parmezan i szynka parmeńska!
Mediolan nas rozczarował. Powodem pewnie były: zmęczenie, odebranie połamanego wózka na lotnisku (procedurę odszkodowania opiszemy w planowanych poradach), paskudna pogoda. Kolacja i śniadanie były cudowne - parmezan i szynka parmeńska!
Jeszcze garść naszych spostrzeżeń dotyczących wyjazdu z maluchem. Być może przydadzą się komuś te informacje, bo ja na przykład,
jeszcze przed wyjazdem, szukałam na forach i blogach wszelkich
informacji na temat zakupów jedzenia i innych rzeczy dla niemowląt.
Mleko modyfikowane jest dostępne, ale widziałam głównie markę
Nestle, nie widziałam czegoś takiego, jak obiadki lub zupki, ani
kaszek mlecznych czy ryżowych. Pieluchy kupi się bez problemu i
chusteczki nawilżane też.
W Malezji nawet w Cameron Highlands
pieluszki Huggis były w podobnej cenie do polskich pieluch. Kremy
też się znajdzie. Nie widziałam tu takich wynalazków jak chrupki
czy biszkopty dla niemowląt. Dla
starszych dzieci znajdzie się sporo przysmaków – głównie na
słodko: ryż z mango i naleśniki w na 100 sposobów, a także pad
thai z kurczakiem (ma łagodny smak, ale zawiera orzeszki i sosy
sojowe i sos do pad thai). Niestety w każdym pysznym tajskim daniu
są super sosy, które zawierają konserwanty i glutaminian i zwykle są
ostre.
Jest też dużo restauracji serwujących kuchnię w stylu
zachodnim, głównie pod amerykańskiego turystę, ale to nas nie
interesuje, więc się nie wypowiem na temat smaków i jakości. Bez
problemu dostaniemy różne akcesoria typu butelka, smoczek, zabawki.
Na pewno nie ma sensu taszczyć sprzętu plażowego dla malucha, bo
wszystko się kupi przy plaży – jak we Władysławowie, z tym że
słowiańskie wynalazki typu wiatrochrony, parasolki wbijane do
piasku tu nie funkcjonują.
Ciuszki dla dzieci, czy też czapeczki
można kupić ładne i taniej niż w kraju. Mimo tego, że
temperatura nie spada tu poniżej 29 stopni, koniecznie trzeba zabrać
ciepłe ubranie lub kocyk i czapeczkę na głowę zakrywającą uszy.
Klimatyzacja jest bardzo zimna i nasz malec (i nie tylko on) się
przez tę wszechobecną klimę przeziębił. Najgorzej jest w
środkach komunikacji miejskiej i taksówkach, ale to samo jest w restauracjach i
niektórych hotelach.
Ogólnie
w tym gorącym klimacie mnóstwo ludzi
chodzi przeziębionych, kaszlą i kichają, więc koniecznie trzeba
zabrać coś, co pomoże na katar i przeziębienie. Naszemu malcowi, nie
zaszkodziła tutejsza flora bakteryjna. Potrzeba duuuuuuużo chusteczek
do czyszczenia rączek i buzi, a czasem pokoi hotelowych (!) i
dobrze też mieć żele antybakteryjne.
Butelki
i smoczki myjemy
normalnie w wodzie z kranu, nic nie wyparzamy (choć zabraliśmy
czajnik turystyczny). Bardzo przydaje się w końcu odzyskany wózek.
Mieliśmy przez dwa dni porównanie, jak to jest bez wózka i
zdecydowanie polecamy zabranie małego składanego wózka, po
pierwsze,dlatego, że nasz Olaf musi w ciągu dnia spać, a śpi mu
się najlepiej właśnie w wózku (no oczywiście poza domowym
łóżeczkiem), do wózka mamy zasłonkę (dziękujemy Babci), która chroni od
słońca
i do tego odcina od nadmiaru bodźców oraz moskitierę
zaimpregnowaną samodzielnie w domu, która chroni przed komarami. Dzięki
tym akcesoriom, wszystkie wieczory mogliśmy spędzać poza hoteami, a Olaf
smacznie i grzecznie spał.
Warto zabrać też kremy na słońce z filtrem minimum 50+ dla
dzieci, bo na miejscu w prawdzie się je kupi, ale drogie (od 30 –
40 zł).
Ceny jedzenia w Malezji są różne w
zależności od rodzaju knajpki i tego, co jemy. Knajpka na ulicy:
budka z jedzeniem:ceny od 0,80 groszy (za roti bez dodatków z dwoma
sosami) do 7 zł za coś konkretnego, np. ryż z mięsem i sosem.
Napoje od 1,50 zł za zimną herbatę cytrynowa, około 2 lub 3 zł
za napój w puszce, drożej za świeże soki. Coś, co nazywa się
restauracja, kosztuje już więcej, na Langkawi np. widziałam fajną
chińską restaurację serwującą pół kurczaka cytrynowego za 20
zł lub kaczkę po chińsku z chrupiącą skórką za 30 zł. W sumie
najtaniej wychodziła w Malezji jedzenie indyjskie, co na Koh Lipe
jest bardzo drogie. Roti, który kosztowało w Malezji 0,80 tu ma cenę
4 zł (!) więc tu jadamy tajską kuchnię. Pad Thai, w zależności
od dodatków, kosztuje od 7 do 10 zł i jest pyszny. Zupy: Kokosowa
10, ostra tom youm 12, zupa z zielonego curry i zielonych bananów z
owocami morza 15, nadziewany ryżem z kurczakiem i owocami morza
ananas 15, ryż z rożnymi dodatkami od 7 do 12 zł. Są też droższe
lokale serwujące świeże ryby i owoce morza, ceny na kilogramy.
Placuszki i naleśniki o w okolicach 4, 5 zł. Napoje i soki są
tutaj natomiast o wiele droższe. Zwykła woda (mała) 2 zł, owocowe
szejki i koktajle czy lasi potrafią kosztować więcej niż duża
porcja Pad Tai – od 5 do ponad 10 zł za kubek. Ale przeciętny
koktajl z mrożonych świeżych owoców kosztuje 6 zł, tyle samo co
małe piwo Chang. Duży Chang w knajpce to wydatek 10 zł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz