Balos i Falasarna
Baliśmy się tylko o opony, bo sporo tam kamyczków i jest też jeden większy podjazd – dość stromy. W każdym razie nasz samochód dał radę i dojechaliśmy, ale droga zajęła nam sporo czasu. Bardzo nam zależało, żeby zdążyć przed wpłynięciem statków z turystami. Na parkingu stało tylko kilka samochodów, więc byliśmy jednymi z pierwszych odwiedzających dzisiaj to miejsce. Najpierw poszliśmy w kierunku punktu widokowego, następnie ponad 20 minut szlakiem na plażę. O widokach i wrażeniach nie będę pisać, wystarczy spojrzeć na zdjęcia, które i tak nie mogą oddać w pełni wrażenia, jakie się ma, widząc to cudo natury na własne oczy.
Gdy przypłynął drugi statek, ludzi było już tak wielu, że chcieliśmy wracać. Z każdą godziną kolor wody na Balos zmienia się, dlatego idąc pod górę w stronę parkingu, jeszcze raz musiałam nasycić oczy wspaniałym widokiem. Na górze było już mnóstwo samochodów i prawie wszystkie z wypożyczalni.
Następna w planie podróży była Falasarna. Wybraliśmy plażę o bezpretensjonalnej nazwie Big Beach, która rzeczywiście była duża. Na Balos morze jest płytkie, spokojne i ciepłe, tutaj można powalczyć z dużymi falami i było nam o wiele chłodniej. Jutro rozsądek nakazuje zrobić dzień przerwy w plażowaniu, ponieważ jesteśmy spaleni na raczka, ale zobaczymy ;)
O! Właśnie Szwedzi strzelili gola, bo cały hotel wrzasnął. Fajnie tak sobie siedzieć w ciszy na tarasie, gdy jest już ciemno i trochę chłodniej, cykady grają swój codzienny wieczorny koncert, a tu nagle – Gol! Jutro chyba wybierzemy się do Chani.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz