Dzisiaj objechaliśmy piękny fragment zachodniego wybrzeża. Naszym celem były urokliwe zatoczki i małe, ciche miasteczka, które urzekają bogaczy z całego świata. To właśnie te rejony król Juan Carlos prezentuje swoim gościom. Nic więc dziwnego, że wypoczywają tu chętnie filmowcy z Hollywood, gwiazdy rocka, a w jednej z posiadłości wakacje spędzała nawet księżna Diana. Nie dziwią także pola golfowe i luksusowe jachty. Zimy spędzają tu zamożni Brytyjczycy spragnieni słońca. Jechaliśmy od strony Magalluf (tę nieciekawą miejscowość z szeregiem betonowych hoteli i tandetnych barów omijajcie szerokim łukiem) w kierunku zachodnim aż do pola golfowego.
Tak prezentuje się betonowe Magalluf
Po drodze mijaliśmy ogromny park wodny. Za polem golfowym
jedzie się bardzo wąską drogą przez las piniowy do trzech ładnych zatoczek w
Portals Velles. Dotarliśmy tam około 11 i byliśmy praktycznie sami. W zatoczkach
znaleźliśmy ogromne groty wykute w skale. Pochodzą prawdopodobnie z czasów
rzymskich.
Kolejną miejscowością, która nas urzekła była spokojna Cala Fornells.
Szlak przez lasek piniowy prowadzi do małej zatoczki z 2 plażami. Tam
urządziliśmy piknik na skałkach. Później zeszliśmy do miasteczka i innej plaży,
z której można spacerować po ładnie zagospodarowanym klifie, cały czas mając
piękne widoki.
Później jedziemy dalej na zachód do Portu Andratx, by móc spędzić czas, spacerując promenadą.
Następnie jedziemy do małej
i malowniczej wioski rybackiej Sant Eelm. Nieco senna, bo przed sezonem, wioska
to zaledwie kilka uliczek z małymi pensjonatami i knajpkami. Nie ma tu
ogromnych hoteli, wieżowców i dyskotek czy barów, więc na pewno ta miejscowość
nadaje się na spokojny wypoczynek. Z miasteczka widać wyspę Dragonerę. Jej
nazwa pochodzi od jaszczurek, które ją zamieszkują. Ekolodzy zadbali, by nie
postawiono tam żadnego hotelu, a cała wyspa jest objęta ochroną. Można na nią
dopłynąć za 14 Euro w obie strony. Na wyspie jest kilka szlaków pieszych od 30
minutowego do 4 godzinnego. W Sanr Eelm poczuliśmy prawdziwe lato
w środku zimy - było
wyjątkowo słonecznie i ciepło. Chodziliśmy z Olafem w krótkim rękawku,
przydałyby się sandały, a jest przecież
luty! Położyliśmy się na kamienistej plaży i po długiej zimie, spragnieni
słońca, chłonęliśmy jego promienie jak gąbki wodę . Słoneczko przyjemnie
grzało, a z restauracji i z morza docierał dyskretny zapach portowej zatoczki,
smażonych ryb i owoców morza.
Na końcu pojechaliśmy do średniowiecznego miasteczka Andratx, które być może jest stare i ładne, ale po wizycie w Valldemossie nie zrobiło już na nas tak dużego wrażenia. Dzień był niezwykle udany, ciepły, słoneczny, a widoki cudowne! Nie zamieniłabym nigdy tego dnia na leżakowanie przy hotelowym basenie, więc basen jest tylko na zdjęciu.
Następny wpis z tej podróży
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz