Dzień 5 poniedziałek
Dzisiaj
jedziemy na półwysep Akamas i do wąwozu Avakas, a po drodze
odwiedzamy Sea Caves. Jaskinie i poszarpane klify w Sea Caves robią
niesamowite wrażenie, ale jest potwornie gorąco i około południa
temperatura niemiłosiernie daje się nam we znaki - nie pocimy się,
tylko normalnie kapią z nas kropelki wody, jak z kranu. Nawet nie
podejrzewaliśmy, że można spocić się na przedramieniu! W okolicy
Sea Caves jest jeden parking samochodowy zaznaczony na mapach, tuż
przy punkcie widokowym i właśnie tam stajemy.
Jest naprawdę
pięknie, warto tu przyjechać, ale lejący się z nieba żar i
rozsądek każe wsiadać do samochodu i ruszać dalej na północ w
stronę wąwozu.

Nasze auto może dałoby radę, a może
by nie dało – tego nie wiedzieliśmy i nie chcąc mieć problemów,
po prostu pokonaliśmy ten odcinek 500 metrów pieszo. Tuż przed
wejściem jest jeszcze jeden parking, ale większość zaparkowanych
tam samochodów jest raczej w typie terenowych. Za wejście do wąwozu
nie jest pobierana żadna opłata, podobnie jak za parkingi. Turystów
nie widzimy zbyt wielu, kilka rodzin i jakaś para. Szlak biegnie
początkowo prostą drogą w otwartym terenie, później robi się
ciekawiej, ścieżka się zwęża, roślinność tworzy coś w
rodzaju zielonego tunelu, przez który przechodzimy.
Wzdłuż szlaku,
co jakiś czas widzimy tabliczki z nazwami roślin, cyprysy, kwitnące
oleandry i wiele innych gatunków roślin i drzew, których nazw
łacińskich nie zapamiętałam, w tym jeden występujący jedynie tu
endemiczny gatunek - centauria akamantis. Cały czas idziemy wzdłuż
strumyka, który w pewnym momencie trzeba przechodzić po kamieniach.
Na stromych zboczach skał wyglądających jak przecięty kawałek
tortu widzimy pasące się kozy, być może z tego powodu przed
wejściem do zwężonego odcinka widzimy napis: Uwaga! Spadające
skały! Wejście na własne ryzyko! Wcześniej widziałam zdjęcia
tego wąwozu z zawieszonym okrągłym kamieniem tuż nad szlakiem i
bardzo chciałam dojść do tego punktu. Udało się, a dalej czekały
na nas kolejne niespodzianki, omszałe skały i konary, z których
jak z wodospadu spływała woda i coraz bardziej wąskie przejścia.
W pewnym momencie zrobiło się troszkę trudniej, trzeba było się
podpierać rękami i wskakiwać na głazy. Turystki, które wracały,
powiedziały, że dalej jest trudniejszy szlak, więc zawróciliśmy.
Widzicie na zdjęciu kosmitę?
A na tym zdjęciu postać (kosmita) opiera czoło o skały
Do tego miejsca chcieliśmy dotrzeć, ale kawałek dalej jest jeszcze ciekawiej
A tutaj 3 trole podtrzymują plecami skały
To był mały wodospad, ale w domu, na zdjęciu widać profil Orka z Mordoru.
Pokonaliśmy drogę powrotną i znaleźliśmy się w restauracji na wzgórzu, która ma widokowy taras zacieniony winoroślą. Wrażenia z taverny mamy cudowne. Wieje lekki wiaterek, a nad nami wiszą kiście winogron tworzące jedyne w swoim rodzaju zadaszenie. Siedzimy przy kamiennym stole i mamy przepiękny widok na całą okolicę i morze! W restauracji nie mam menu, jest fixed lunch - czyli konkretny obiad. Dwa kawałki mięsa wieprzowego i drobiowego z grilla, sałatka, ogromne frytki i pieczywo za 12 E za porcję. Jedzenie bardzo nam smakowało!
Widok z restauracji jest przepiękny!
Dach restauracji daje przyjemny cień, jest przewiewny i smaczny
Potem jedziemy szutrową drogą na plażę Lara. Są dwie plaże o tej nazwie, my zatrzymaliśmy się na pierwszej, przy restauracji. Plaża jest kamienisto - żwirowa i są bardzo mocne fale, więc popływał tylko Maciek i bardzo chwalił. Dla mnie woda była zbyt głęboka, zaraz przy brzegu nie czułam dna, do tego dość wysokie fale sprawiały, że nie czułam się komfortowo. Natomiast sama plaża jest bardzo duża i ładna i na palcach u ręki można policzyć plażowiczów.
Później jedziemy na właściwą Larę, tzn. na
plażę, gdzie żółwie morskie wychodzą na brzeg, składać w
piasku jaja, a maleńkie żółwiki, które już się wykluły, po
zmroku biegną w stronę morza. Ta plaża jest już całkowicie
piaszczysta, a gniazda żółwie odgradzają specjalne
zabezpieczenia. Niestety na tej plaży, mimo późnego popołudnia,
było sporo ludzi, a w drodze powrotnej widzieliśmy, że kolejni
dojeżdżali. Kiedyś Cypr słynął z plaż, które żółwie
upodobały sobie do wylęgu. Niestety rozbudowa miast i przede
wszystkim świateł miejskich spowodowała, że żółwie traciły
orientację, nie trafiały do morza i ginęły. Na szczęście
półwysep Akamas jest rezerwatem i na razie żółwie jeszcze
chętnie tam przypływają.
Oznakowania żółwich gniazd
Z wycieczki wróciliśmy zmęczeni i
bardzo, ale to bardzo brudni od wszechobecnego jasnego, a później
czerwonego pyłu. My się umyliśmy, a auto nadal brudne! Olaf zadał
nam dzisiaj pytanie: Dlaczego wąwóz nazywa się wąwóz, skoro
nikogo nie wozi?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz