Od
dawna chciałam zwiedzić Wrocław. W zasadzie byłam tam już kiedyś
na szkolnej wycieczce, z której zapamiętałam Panoramę Racławicką
i ogród zoologiczny, ale rynku wcale nie kojarzę, może dlatego, że
było to w roku 1990. Później odwiedziłam Wrocław jeszcze raz i
zapamiętałam halę targową oraz przepiękny dworzec kolejowy. Po
raz trzeci, byliśmy tam tylko na lotnisku, skąd wylatywaliśmy na
Kretę. Dopiero w te wakacje tak naprawdę odkrywaliśmy Wrocław
świadomie, na własną rękę i bez pośpiechu. Lipcowy
weekend zapowiadał się pięknie, choć zanosiło się na przelotne
opady.
Po
2 godzinach samochodowej jazdy, dotarliśmy do centrum i hotelu
Invite, który skusił nas promocją 100 zł za nocleg dla 3 osób.
Warunki, jak za tę cenę, mieliśmy świetne, a hotel jest bardzo
dobrze skomunikowany z centrum, do którego dojechaliśmy tramwajem.
Stare
miasto, wyspy na Odrze, ale przede wszystkim Ostrów Tumski i rynek
robią niesamowite wrażenie. Wrocław to jedno z najbardziej
romantycznych miast w Polsce, jakie miałam okazję zwiedzać.
Miasto
jest duże, tętni życiem, ale nie przeciskamy się przez tłumy
turystów. Oczywiście turyści są, ale w porównaniu do Krakowa,
Gdańska czy Zakopanego, nie odczuwa się takiego tłoku, a przecież
jesteśmy tu w sezonie. Spacer po Ostrowie Tumskim, najstarszej
części Wrocławia, jest oczywiście punktem obowiązkowym. Oglądamy
tę część miasta w godzinach dopołudniowych, jemy rewelacyjne
lody i mogę sobie tylko wyobrazić, jak pięknie może tu być
wieczorem, kiedy zapada zmrok i zapalane są gazowe latarnie. Podobno
jeszcze ładniej i tajemniczo wyspa prezentuje się o świcie.
My
jednak nie przyjechaliśmy tutaj z Olafem, aby przeżywać
romantyczne uniesienia. Naszym celem jest misja specjalna –
odnalezienie jak największej liczby krasnali. A jest we Wrocławiu
czego szukać - prawie 300 krasnali w różnych częściach miasta.
Zaopatrzeni w krasnoludową mapę, rozpoczynamy poszukiwania.
Pierwszego gnoma nie zauważyliśmy. Dopiero wracając, dostrzegliśmy
go na moście na gazowej latarni.
Kolejne
dwa krasnale zaznaczone na naszej mapie zostały brutalnie przez
kogoś zlikwidowane i pozostały po nich jedynie ślady. Niestety,
uprowadzenia krasnali zdarzają się we Wrocławiu dość często.
Potem było już łatwiej, ponieważ nasze zmysły wyostrzyły się i
przestawiły na krasnoludkowy tryb szukania. To mniej więcej tak,
jak z chodzeniem na grzyby. Najpierw nie dostrzegasz żadnego, ale po
znalezieniu tego pierwszego jest coraz łatwiej, bo wiesz jak szukać
i gdzie patrzeć.
A tutaj jest, jak to określiła przewodniczka grupy Rosjan, "Gnomek Italianiec".
Papa
krasnal - czyli pierwszy krasnal we Wrocławiu!
Przed
Panoramą Racławicką - Olafa od tego krasnoludka musieliśmy
oderwać podstępem
A
oto mój ulubienic krasnal podróżnik
Tuż przed fabryką Herbapol, krasnal z ziółkiem...
Na poczcie też się znalazły...
A
to nie jest krasnal tylko nietypowa rzeźba na kamienicy przy Placu
Solnym.
Nad wejściem do redakcji Gazety
Wyborczej znajduje się rzeźba autorstwa Stanisława Wysockiego.
Żartobliwie określa się go jako jedyny na świecie "pomnik
przepukliny pępkowej". Jako model do odlewu wykonanego przez
Stanisława Wysockiego posłużył wrocławski grafik Eugeniusz
Get-Stankiewicz. Figura była tak wierną kopią modela, że na jej
podstawie zdiagnozowano u Geta przepuklinę, którą natychmiast
operowano.
A ten przegląda słitfocie na fejsie ;)
A jak się kończy kasa....
Dwa
niegrzeczne krasnale Opiłek i Ogorzałek. Nie bacząc na zakazy –
polewają gorzałę i opijają się nią, w samym centrum miasta!
Jeden
jest głuchy, drugi niewidomy, a trzeci jeździ na wózku.
Niepełnosprawne krasnale stanęły pod ratuszem miejskim. Jako
pierwszy na ulicach Wrocławia pojawił się krasnal W-skers, potem
dołączyły do niego dwa kolejne krasnoludki - niewidomy i
głuchoniemy.
Krasnale
mają przypominać sprawnym mieszkańcom miasta, że wśród nich są
osoby niepełnosprawne, które tak samo jak oni – chcą
funkcjonować w mieście i być szczęśliwymi ludźmi.
Dwa
pierogi i w nogi...
Na
Ostrowie Tumskim praktycznie obok katedry znajdujemy ładny ogród
botaniczny, gdzie spędzamy popołudnie i znajdujemy kolejne
krasnoludki. Wstęp – 15 zł
W
trakcie „polowania” z aparatem na krasnoludki, podziwialiśmy
przepiękne budowle starego miasta, wiekowe budynki i brukowane
uliczki, urocze kamienice Jasia i Małgosię, ratusz z najstarszą w
Europie restauracją w podziemiach, piękny rynek i kościoły.
Weszłam
na mostek pokutnic w kościele św. Marii Magdaleny, którego legenda
mnie zaciekawiła, a historia urzekła. Wśród mieszkańców miasta
zaczęły krążyć opowieści o dziwnych odgłosach dochodzących z
góry. Podobno spóźnieni przechodnie słyszeli nocą jęki i
szelest mioteł zamiatających posadzkę. Matki zaczęły więc
straszyć córki, nieskore do wyjścia za mąż, pokutującymi na
mostku dziewczętami, które wolały zabawę i beztroski żywot panny
od obowiązków żony i gospodyni. Zmarły, nie zaznawszy stanu
małżeńskiego i za karę po wieczne czasy będą sprzątać ów
mostek pomiędzy wieżami. Mostek zwany również „mostkiem
czarownic” (wstęp 5 zł) znajduje się na wysokości 45 metrów,
łączy dwie wieże I od początku pełnił funkcję punktu
widokowego. Urządzono na nim nawet koncert orkiestry. Mostek spłonął
wraz z wieżami w nocy z 22 na 23 marca 1887 roku, podczas pokazu
fajerwerków z okazji urodzin cesarza. Kolejny raz ucierpiał w
czasie II wojny światowej, a kiedy my zwiedzaliśmy Wrocław, był
akurat w remoncie, ale można było na niego wejść.
Bardzo
ładnie prezentuje się gmach Muzeum Narodowego, a nieopodal jest
bulwar nad Odrą z pięknym, widokiem na Ostrów Tumski I małą
zatoką gondoli.
Wymowne nazwy posiadają wrocławskie ulice.
Na
ulicy Więziennej krzyżującej się z Nożowniczą oglądamy
średniowieczne więzienie o którego istnieniu przypomina uwięziony
krasnal.
Udajemy
się też na ulicę Jatki. Od 1242 roku na tej ulicy skupiały się
stragany rzeźnicze, od których nadano nazwę całemu kwartałowi
miasta Wrocławia.
W
tym miejscy stanął pomnik zwierząt
oddawanych na rzeź oraz
tablica z napisem Ku czci Zwierząt Rzeźnych - Konsumenci, a przy
wejściu znajduje się tablica ku czci prostych działań (1+1=2)
Drewniane podcienia stosowane w kramach rzeźnych chroniły mięso przed słońcem I stanowiły stelaż do jego ekspozycji. Zachowanym do dziś rynsztokiem pośrodku uliczki płynęła krew z ubitych zwierząt oraz zwykłe dla tamtych czasów nieczystości. Obecnie w dawnych kramach mieszczą się galerie oraz pracownie artystyczne.
Na
Jatkach znajdujemy najmniej sympatycznego krasnala – rzeźnika.
Innym ciekawym wrocławskim zaułkiem jest ulica Psie Budy. Dziś
nieco zaniedbana, ale znając historię tego miejsca, warto uruchomić
wyobraźnię. Wąska uliczka, która dziś jest przedłużeniem ulicy
Szajnochy, ma około 150 metrów długości. W średniowieczu to
właśnie tutaj, w drewnianych chatach, mieszkali najbiedniejsi
wrocławianie. Żaden budynek z powstałych w XVI wieku nie zachował
się w całości. Jedynie dom nr 14 posiada portal z datą 1568 I
jest to najstarszy fragment tej ulicy. Dawniej w centrum mieszkali
bogacze, a im bliżej murów, tym było biedniej. Uboga zabudowa tego
zaułka przypominała budy dla psów. Lokalizacja uliczki sprzyjała
handlowi. Oprócz pracowni rzemieślniczych znajdowały się tam
gospody oraz domy publiczne. Psie Budy powinni odwiedzić fani
kryminałów Marka Krajewskiego, ponieważ w jednej z podejrzanych
knajp często bywał detektyw Eberhard Mock. W Kamienicy pod Czarnym
Kozłem, pod numerem 10, mieściła się jedna z najsłynniejszych
wrocławskich knajp. Idąc tą uliczką trudno uwierzyć, że nic się
nie robi z taką atrakcją turystyczną. Kamienice proszą się o
renowację.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz