Pierwszy pomysł - wynajęcie samochodu i wycieczka
do małych miasteczek z typowym holenderskim krajobrazem, kanałami i
wiatrakami. Niestety, wypożyczenie auta w tym terminie jest zbyt
drogie. Samo Eindhoven bywa dość często odwiedzane i można
znaleźć sporo informacji o mieście, ale niestety zabytków zbyt
wiele nie ma. Poczytałam fora Polaków mieszkających w tym mieście
i wielu z nich poleca wyjazd pociągiem z Eindhoven do Bredy bądź
‘s-Hertogenbosch (zwane Den Bosch). Krótki spacer wirtualny z
Google wystarczył, żeby podjąć decyzję, że nocujemy w Den
Bosch, a na samo Eindhoven zostawiamy ze 2 godziny przed powrotem.
Nasz lot był nieco opóźniony, ale po ostatnich
doświadczeniach (opóźniony i odwołany) i tak się cieszymy, że w
końcu siedzimy na pokładzie „landrynki”.
Na miejscu jesteśmy późnym popołudniem, autobusem
400 z lotniska jedziemy do centrum na dworzec kolejowy (bilet
kosztuje 3,5 E). Autobusy jeżdżą co chwilę i są bardzo dobrze
skomunikowane z centrum. Bilet na pociąg kupiliśmy w kasie,
ponieważ automat nie przyjął naszej karty. Bilet do Den Bosch
kosztuje w kasie 7.10 E. Pociągi jeżdżą często. Po około 30
minutach byliśmy w Den Bosch. Nocleg znaleźliśmy w Paolos' Place –
można się tam dostać pieszo (idzie się 40 minut) lub dojechać
autobusami nr 61, 62, 64 (jedzie się 15 minut). Maciek przygotował
wcześniej trasę, więc idziemy. Mamy mały schludny pokoik ze
wspólną łazienką, zostawiamy w nim rzeczy (dużo ich nie ma w
małym podręcznym) i idziemy „na miasto”.
Pogoda jest świetna, późne popołudnie, słońce
powoli zachodzi i pięknie oświetla rezerwat przyrody, który
podziwiamy z ławeczki na murach miasta.
Den Bosch przecięte jest
siecią kanałów. Co jakiś czas widzimy małe łódki z turystami,
płynące kanałami – jutro to my będziemy w nich siedzieć i
oglądać miasto zupełnie innej perspektywy.
Spacerujemy starymi
brukowanymi uliczkami, oglądamy zabytkową zabudowę i podziwiamy
piękne holenderskie mieszkania, które nie mają „nic do ukrycia”
– można by rzec, to raj dla podglądaczy;) Kiedy Pierwszy raz
byliśmy w Holandii, brak firan i zasłon, gołe okna zapraszające
sąsiada, żeby zerknął do środka, bardzo mnie szokowały. Jak
widać, nic się nie zmieniło. Holendrzy traktują parapety jak
swego rodzaju wystawy sklepowe i dbają o ich estetykę. To właśnie
kocham w podróżowaniu, tę różnorodność i odmienne kultury.
Polak, Czech, Włoch, Arab, Hiszpan lub Anglik zasłaniają okna w
swoim domu, Holendrzy nie. Ich okna lśnią czystością, żadnych
firanek, zasłonek, rolet itp. Na parapetach układają piękne
dekoracje, wewnątrz widać porządek. Den Bosch nie jest duże, więc spacerujemy.
Od nazwy tego właśnie miasta pochodzi używana dziś forma nazwiska
niderlandzkiego
malarza Hieronymusa van Aaken, znanego jako Hieronim Bosch. Znajduje się tu też muzeum poświęcone dziełom tego
artysty.
Klimat miasteczka jest wspaniały. Mało kto spędza sobotni wieczór w domu, więc miasto ożywa wieczorową porą.
Oglądamy
dokładnie katedrę, bo chcemy wpatrzeć wśród 25 aniołów
ozdabiających zewnętrzną część świątyni jednego takiego,
który… rozmawia przez telefon komórkowy i jest ubrany w dżinsy.
Anioła znajdujemy i czytamy, że jest to efekt restauracji obiektu z
2010 r. Sint-Janskathedraal robi niesamowite wrażenie (a nie jedną
katedrę już widzieliśmy…).
Około 2 nad ranem do pokoju obok nas przychodzą
jakieś dziewczyny z Niemiec – bardzo się starają, żeby się nie
śmiać i być cicho, ale im średnio wychodzi ;)
Rejs łódką po kanałach Binnendize jest
jedną z najlepszych atrakcji miasta.
To pyszne ciacho –
kula z bitą śmietaną całe zanurzone w czekoladzie. Bardzo
słodkie, bardzo smaczne, faktycznie trzeba skosztować. My w celu
degustacji tego specjału wybieramy De Roosekrans, około 100 m na
wschód od rynku (kawa za 2 E, Bosche bol za 3.20).
Niestety pogoda trochę się pogorszyła i zaczęło
padać. Idziemy zobaczyć cytadelę, po drodze przechodzimy obok
zwodzonego mostu, który akurat otwierał się przed płynąca barką.
Później idziemy znów do centrum, wchodzimy do katedry, następnie
idziemy coś zjeść z budki rybnej ustawionej na centralnym placu
obok wesołego miasteczka i wracamy na dworzec kolejowy.
Nasz samolot znowu jest opóźniony, ale cierpliwie
czekamy na lot, pełni wrażeń z pięknego Den Bosch i
kosmopolitycznego Eindhoven.
Weekend był super! A wydatek… porównywalny z
wyjazdem do jakiegoś popularnego miejsca w Polsce i wyjściem do knajpki
z jedzeniem i piciem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz