W pewne czerwcowe popołudnie ogarnia mnie wielka
chęć, żeby przejrzeć kolejny raz w tygodniu loty. Jest kilka
interesujących kierunków, niestety tylko w środku tygodnia, a my
szukamy czegoś na weekend i to najlepiej z Katowic. I jest! Wysyp
tanich lotów do Holandii. Ceny najniższe, jakie tylko oferuje
Wizzair, są w środku tygodnia, ale wylot w sobotę i powrót w
niedzielę też się znalazł. Gdyby decyzja o zakupie zapadła
trochę szybciej, bilet były zdecydowanie tańszy, a i tak udaje się
nam kupić loty w dwie strony do Holandii w cenie 100 zł za osobę
(dużo taniej niż bilet Intercity z Sosnowca do Warszawy!) No - to
mamy lot za stówkę, trzeba jeszcze znaleźć jakieś miejsce do
spania i dowiedzieć się, co ciekawego możemy robić w Eindhoven.
Pierwszy pomysł - wynajęcie samochodu i wycieczka
do małych miasteczek z typowym holenderskim krajobrazem, kanałami i
wiatrakami. Niestety, wypożyczenie auta w tym terminie jest zbyt
drogie. Samo Eindhoven bywa dość często odwiedzane i można
znaleźć sporo informacji o mieście, ale niestety zabytków zbyt
wiele nie ma. Poczytałam fora Polaków mieszkających w tym mieście
i wielu z nich poleca wyjazd pociągiem z Eindhoven do Bredy bądź
‘s-Hertogenbosch (zwane Den Bosch). Krótki spacer wirtualny z
Google wystarczył, żeby podjąć decyzję, że nocujemy w Den
Bosch, a na samo Eindhoven zostawiamy ze 2 godziny przed powrotem.
Nasz lot był nieco opóźniony, ale po ostatnich
doświadczeniach (opóźniony i odwołany) i tak się cieszymy, że w
końcu siedzimy na pokładzie „landrynki”.
Na miejscu jesteśmy późnym popołudniem, autobusem
400 z lotniska jedziemy do centrum na dworzec kolejowy (bilet
kosztuje 3,5 E). Autobusy jeżdżą co chwilę i są bardzo dobrze
skomunikowane z centrum. Bilet na pociąg kupiliśmy w kasie,
ponieważ automat nie przyjął naszej karty. Bilet do Den Bosch
kosztuje w kasie 7.10 E. Pociągi jeżdżą często. Po około 30
minutach byliśmy w Den Bosch. Nocleg znaleźliśmy w Paolos' Place –
można się tam dostać pieszo (idzie się 40 minut) lub dojechać
autobusami nr 61, 62, 64 (jedzie się 15 minut). Maciek przygotował
wcześniej trasę, więc idziemy. Mamy mały schludny pokoik ze
wspólną łazienką, zostawiamy w nim rzeczy (dużo ich nie ma w
małym podręcznym) i idziemy „na miasto”.
Pogoda jest świetna, późne popołudnie, słońce
powoli zachodzi i pięknie oświetla rezerwat przyrody, który
podziwiamy z ławeczki na murach miasta.
Den Bosch przecięte jest
siecią kanałów. Co jakiś czas widzimy małe łódki z turystami,
płynące kanałami – jutro to my będziemy w nich siedzieć i
oglądać miasto zupełnie innej perspektywy.
Spacerujemy starymi
brukowanymi uliczkami, oglądamy zabytkową zabudowę i podziwiamy
piękne holenderskie mieszkania, które nie mają „nic do ukrycia”
– można by rzec, to raj dla podglądaczy;) Kiedy Pierwszy raz
byliśmy w Holandii, brak firan i zasłon, gołe okna zapraszające
sąsiada, żeby zerknął do środka, bardzo mnie szokowały. Jak
widać, nic się nie zmieniło. Holendrzy traktują parapety jak
swego rodzaju wystawy sklepowe i dbają o ich estetykę. To właśnie
kocham w podróżowaniu, tę różnorodność i odmienne kultury.
Polak, Czech, Włoch, Arab, Hiszpan lub Anglik zasłaniają okna w
swoim domu, Holendrzy nie. Ich okna lśnią czystością, żadnych
firanek, zasłonek, rolet itp. Na parapetach układają piękne
dekoracje, wewnątrz widać porządek. Den Bosch nie jest duże, więc spacerujemy.
Od nazwy tego właśnie miasta pochodzi używana dziś forma nazwiska
niderlandzkiego
malarza Hieronymusa van Aaken, znanego jako Hieronim Bosch. Znajduje się tu też muzeum poświęcone dziełom tego
artysty.
Klimat miasteczka jest wspaniały. Mało kto spędza sobotni wieczór w domu, więc miasto ożywa wieczorową porą.
Oglądamy
dokładnie katedrę, bo chcemy wpatrzeć wśród 25 aniołów
ozdabiających zewnętrzną część świątyni jednego takiego,
który… rozmawia przez telefon komórkowy i jest ubrany w dżinsy.
Anioła znajdujemy i czytamy, że jest to efekt restauracji obiektu z
2010 r. Sint-Janskathedraal robi niesamowite wrażenie (a nie jedną
katedrę już widzieliśmy…).
Ozdobiona koronkowymi zwieńczeniami
(Brabancja słynęła niegdyś z koronek) i niezwykle piękna budowla
była wznoszona przez trzy wieki – od 1220 po 1530 rok. Na
centralnym placu, obok katedry akurat
rozstawiło się wesołe miasteczko. Jest
gwarno – rodzice z dziećmi, młodzież, wszyscy bawią się do
późnych godzin wieczornych. Bardzo wiele osób przesiaduje w
knajpkach ze znajomymi, w lokalach wręcz brakuje wolnych miejsc.
Snujemy się uliczkami, wchodzimy w prawie wszystkie ciemne kąty i
skwery, a tam
widzimy prześliczne podwórka, stare zejścia do kanałów, a cała
ta średniowieczna zabudowa robi wieczorowa porą na nas duże
wrażenie!
W końcu zmęczenie daje o sobie znać i wracamy
pieszo do wynajętego pokoju. Oj – chciałoby się teraz mieć
rower!
Około 2 nad ranem do pokoju obok nas przychodzą
jakieś dziewczyny z Niemiec – bardzo się starają, żeby się nie
śmiać i być cicho, ale im średnio wychodzi ;)
Wstajemy rano, Niemki wstały wcześniej od nas i już
się wymeldowały! Po kawie i śniadaniu idziemy jeszcze raz pieszo
do centrum. Tym razem kierujemy się prosto do miejsca, w którym
można zwiedzić miasto z poziomu kanałów. Co jak co, ale tej
atrakcji nie możemy sobie odmówić.
Rejs łódką po kanałach Binnendize jest
jedną z najlepszych atrakcji miasta.
Bilet można rezerwować online
lub kupić w Ticketsale "Kring" information center,
Molenstraat 15a lub Parade 12. Woda w Binnendize płynie wzdłuż
tyłów domów i pod nimi. Około 1500 roku Den Bosch było ważnym
miastem handlowym. W tamtych transport towarów drogą wodą był
bardzo popularny, więc kanały wykorzystywano do dostarczania
towarów handlowych. Warsztaty, małe manufaktury, a nawet małe
fabryki i browary były budowane na tyłach domów, ponieważ miały
bezpośredni dostęp do rzeki. Ta sama woda w średniowieczu była
wykorzystywana do wylewania ścieków, pobierania wody pitnej,
gotowania, prania, pływania. Przestrzeń miasta była ograniczona
murami, dlatego mieszkańcy musieli budować łuki nad kanałami, a
na nich mogli stawiać swoje domy. Tak właśnie powstał niezwykły
obraz kanałów, w których woda płynie w wielu miejscach pod
miastem. Wycieczka łodzią jest niesamowita, w wielu miejscach
płyniemy pod miastem, przepływamy pod ulicami i widzimy spody
pokryw studzienek ulicznych, płyniemy pod kościołem. Wąskie
kanały pełne są pajęczyn, gniazd nietoperzy i ujść
kanalizacyjnych. Przepływając pod urzędem miasta, widać szklaną
płytę podłogową znajdującą się w holu. Cóż… chodząc po
Den Bosch, widzimy tylko jedną jego część, pływając łodziami
pod miastem, mamy okazję poznać je zupełnie innej perspektywy.
Wycieczka jest w języku holenderskim, ale kupując bilet, dostajemy
ulotkę w języku polskim. Wycieczki łodzią cieszą się dużym
zainteresowaniem Holendrów, więc dobrze, że byliśmy jednymi z
pierwszych i załapaliśmy się na godzinę 11. Później było
bardzo dużo ludzi i kolejki! Będąc w Den Bosch, musieliśmy też
spróbować miejscowego specjału – Bosche bol.
To pyszne ciacho –
kula z bitą śmietaną całe zanurzone w czekoladzie. Bardzo
słodkie, bardzo smaczne, faktycznie trzeba skosztować. My w celu
degustacji tego specjału wybieramy De Roosekrans, około 100 m na
wschód od rynku (kawa za 2 E, Bosche bol za 3.20).
Niestety pogoda trochę się pogorszyła i zaczęło
padać. Idziemy zobaczyć cytadelę, po drodze przechodzimy obok
zwodzonego mostu, który akurat otwierał się przed płynąca barką.
Później idziemy znów do centrum, wchodzimy do katedry, następnie
idziemy coś zjeść z budki rybnej ustawionej na centralnym placu
obok wesołego miasteczka i wracamy na dworzec kolejowy.
W Eindhoven
nam się jakoś szczególnie nie podoba. Idziemy zobaczyć muzeum
Philipsa i chodzimy po mieście. Jest niedziela i chyba jakiś ważny
mecz, bo knajpki pękają w szwach od kibiców. Miasto jest raczej
nowoczesne, dochodzimy do najstarszej jego części, jednak po
wizycie w Den Bosch, nie robi ona na nas większego wrażenia.
Wrażenie za to robi parking rowerowy przy stacji kolejowej. Takiego
parkingu nie widzieliśmy nigdy wcześniej.
Nasz samolot znowu jest opóźniony, ale cierpliwie
czekamy na lot, pełni wrażeń z pięknego Den Bosch i
kosmopolitycznego Eindhoven.
Weekend był super! A wydatek… porównywalny z
wyjazdem do jakiegoś popularnego miejsca w Polsce i wyjściem do knajpki
z jedzeniem i piciem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz