Jeśli co roku latem jeździcie nad morze, wyjedźcie kilka dni
wcześniej i po drodze, choć na kilka dni zatrzymajcie się na Kaszubach, bo
warto!
W Szwajcarii kaszubskiej byliśmy już wiele razy i zawsze jesteśmy pod wrażeniem. Jeziora, lasy, pola, łąki i zachwycające ukształtowanie terenu, sprawiają, że jest to wyjątkowo malowniczy rejon. Niestety, dotarła tu również masowa turystyka.
Weźmy chociażby taki Szymbark…Nie mogę powiedzieć, że mi się nie podobało, wręcz przeciwnie, byliśmy pod wrażeniem, ale choć odwiedziłam Szymbark dość dawno temu, już wówczas stało się w ogromnych kolejkach, dlatego tego lata nawet nie planowaliśmy tam jechać. Są jednak jeszcze inne wyjątkowe miejsca, nieodwiedzane tak tłumnie.
Naszą bazą wypadową jest Bytów, rodzinna miejscowość Maćka, gdzie zawsze zatrzymujemy się u rodzinki. O Bytowie krótko: bardzo czyste i piękne jezioro Jeleń (przejrzystość wody jest wyjątkowa i przyciągała wielu pasjonatów nurkowania, od 1999 ze względu na ochronę przyrody nurkowanie jest zabronione), zamek krzyżacki, zabytkowy kościół, młyn, wieża, ładna starówka, cerkiew i wiele innych atrakcji.
Można wybrać się na spływ kajakowy, wycieczki rowerowe, piesze lub najzwyczajniej odpoczywać nad jeziorem i chodzić na grzyby. Z Bytowa można pojechać w wiele ciekawych i ślicznych miejsc, ale tym razem wybieramy nasze dwa ulubione i odpowiednie dla rodziców z dwulatkiem.
Jedziemy do Piaszna, które uwielbiam odwiedzać w lipcu. Mieszka tam niesamowity człowiek. Skromny i uśmiechnięty Klemens Leman, który stworzył prawdziwą atrakcję turystyczną zwaną dziś Górą Lemana. Znajduje się tam jego gospodarstwo rolne i wieża widokowa oraz wioska Gotów. Pana Lemana mieliśmy okazję poznać już dawno, przy innej wizycie. Oprowadzał nas po swoim gospodarstwie i opowiadał ciekawe historie. Na tym terenie odkryto kamienne kurhany (tzw. kamienne kręgi), które można bez problemu zobaczyć.
Gospodarz gromadził przez wiele lat niezwykłe znaleziska i stworzył coś w rodzaju prywatnego skansenu. Sam zbudował wioskę Gotów i postawił wieżę widokową, wybudował piece chlebowe, a w stodole stworzył muzeum swoich znalezisk. Mimo że jego gospodarstwo jest znane, odbywało się tu wiele imprez, np. zlot czarownic, na co dzień jest cicho i spokojnie. Lubię tu przyjeżdżać, a teraz będąc z Olafkiem, odkryliśmy o wiele więcej walorów Góry Lemana.
Przyjeżdżamy, samochód parkujemy obok domu gospodarza, pytamy, czy można? Nie ma problemu. W otwartej stodole pracuje jego syn. Widząc nas, zachęca do wejścia. Olaf w końcu widzi na własne oczy świnki i małe prosiaki, krowy i cielaczki, dookoła biegają koguty i kury i jest też mały konik, którego można pogłaskać. Nie wiem, jak Olaf, ale ja byłam zachwycona, Olaf chyba też, choć zainteresował się bardziej traktorem.
Później krótki spacer po osadzie Gotów i dalej szlakiem do leśnej szkółki, i do kurhanów. Droga wiedzie polnymi ścieżkami, dookoła kwitnie gryka i pachnie miodem, a do tego całe ukwiecone pola i łąki dosłownie bzyczą od pszczół! Idziemy dalej zachwyceni, aż chce się powiedzieć „Cud, miód, malina” i okazuje się, że dosłownie, bo krzaczki malin spotykamy, wchodząc w las. Później zbieramy słodkie poziomki i jagody. Dziecko swobodnie mogło pobiegać po polnych dróżkach. W pewnym momencie podbiegł do nas wystraszony Olaf, krzycząc: "Mama pi pi" i wskazał rączką na łąkę. Ten bardzo duży pi pi okazał się lądującym obok nas, pięknym i okazałym boćkiem.
Później oglądaliśmy z wieży rozległy pejzaż z malowniczymi jeziorkami i stwierdziliśmy, że dobrze, że tu wracamy i w przyszłości też będziemy tu wracać! Czytałam kiedyś „Sielanki” Szymonowica i taki właśnie obraz widziałam oczami wyobraźni. Jeśli jest gdzieś tajemnicza Arkadia, to myślę, że na Górze Lemana można ją odnaleźć. Najlepsze jest to, że spędziliśmy tam pół dnia i w tym czasie spotkaliśmy tylko jedna rodzinę która przyjechała w celach turystycznych. Pan Leman nie pobiera żadnych opłat za nic! Można też wynająć u niego dom – piękne krajobrazy, bliskość natury, cisza i święty spokój…
GÓRA LEMANA
Kolejnego dnia jedziemy do Rekowa – samochód parkujemy obok centrum informacji turystycznej, która zwykle, gdy tam jesteśmy, bywa zamknięta i opatrzona karteczką „Zaraz wracam” ;) Ładnie zagospodarowany teren w okolicy małego jeziorka i kilka interesujących szlaków pieszych do wyboru sprawiają, że lubimy tu przejeżdżać. Tym razem nie idziemy szlakiem pływających wysp i torfowisk, które szczerze polecam, ponieważ ogranicza nas wózek dziecięcy. Wybieramy łatwiejszy zielony szlak, prowadzący na górę Siemierzycką. Na przejście całego szlaku potrzeba ok. 4 godzin, nam się to udaje jedynie częściowo, do czasu pobudki Olafa. Nie chodzi jednak o dojście do celu, ale o przyjemny spacer pośród lasów i ukrytych w nim małych jeziorek, takich jak np. jezioro Płoczyca.
Strona z opisami tych tras (i nie tylko tych)
Następny wpis
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz