sierpnia 14, 2013
Hohnstein i Lilienstein
Ja zostaję z Olafem w dolinie przy restauracji i placu zabaw. Maciek idzie trasą, którą sobie wyznaczył w Polsce: przez Wolfsschlucht do Hockstein i powrót na dół.
Niestety, Wolsfsschlucht z mapy nie jest żadnym szlakiem, ale i tak tam poszedł. W momencie, kiedy doszedł do szlaku, zaczęły się wejścia metalowymi schodkami w szczelinach między skałami. Na samym szczycie są 3 punkty widokowe. Warto się tam wdrapać dla widoków. Zejście „oficjalnym” szlakiem zajęło 5 minut.
Cóż możemy więcej dodać, na górze same ohy i echy, widoki przepiękne, szczególnie, że jest już po południu i skały od strony Bastei oraz dolina Łaby wyglądają cudnie w słońcu. Skały są wysokie i podejście do krawędzi, przynajmniej mi, mrozi krew w żyłach. Maciek i Olaf jakoś się szczególnie nie przejmują przepaściami, a ja z trudem pokonuję kolejny kratkowany mostek rozpięty nad przepaścią. Grunt, to nie patrzeć w dół. Zgodnie stwierdzamy, że jak dotąd te widoki to nasz nr 1 w Szwajcarii Saskiej. Słońce pięknie oświetla skały i chciałoby się tu zostać aż do zachodu, ale czas już wracać, Olaf jest bardzo zmęczony i do tego mało dzisiaj spał w ciąg u dnia (winny plac zabaw). Schodzimy żółtym szlakiem, który początkowo jest dość stromy, ale za potem łagodnie prowadzi na parking. Wracamy zmęczeni, zadowoleni i pełni wrażeń.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz