Dzisiaj jedziemy na
północ drogą, która prowadzi zachodnią stroną wyspy i będziemy
mogli po powiedzieć, że objechaliśmy wyspę na około. Celem jest
górskie miasteczko Orotava, a następnie Puerto de la Gruz. Do
Orotavy jedziemy ze względu na ładne położenie i architekturę.
Wjazd do miasteczka to był istny horror.
Nie wiem, jakie nachylenie
mają tam uliczki, ale są wybrukowane śliskimi kamieniami i bardzo
wąskie oraz strome i do tego zrobił się korek – i stój tu w
korku na takiej uliczce pod górę i ruszaj co chwilę z ręcznego!
Na szczęście kierowca za nami po pierwszej próbie startu
zorientował się, że my nie miejscowi i trzymał odpowiedni odstęp,
bo byłoby niewesoło. W pewnym momencie miałam wrażenie, że
stoimy pionowo i wysiadłam z auta, które potem musiałam gonić,
jak już Maciek ruszył, a górka była spora. Później, jak już
się człowiek przyzwyczaił, ruszanie nie sprawiało problemu, ale
jak się robi to w wynajętym samochodzie i zupełnie nowej
miejscowości i do tego wśród miejscowych – nie jest za wesoło.
Na szczęście Maciek ze stoickim spokojem dowiózł nas na miejsce
(ja też jestem kierowcą, ale te uliczki mnie totalnie rozwaliły i
przysięgam, że nie pojechałabym dalej). Po problemach z
parkowaniem w stolicy od razu decydujemy się na płatny podziemny
parking. Idziemy do Casa de los Balconos, potem spacerujemy wąskimi
uliczkami, zwiedzamy ogród tropikalny i kolejny ogród Victoria,
ułożony tarasowo. Dalej idziemy do dawnego kościoła przerobionego
dzisiaj na szpital, jak zajrzałam do środka i okazało się, że
nie mogę już wyjść (brak klamki od środka), domyśliliśmy się,
jakiego rodzaju to szpital, Maciek musiał drzwi otwierać od
zewnątrz. A po wejściu widać otwarty dziedziniec mnóstwo roślin
i kwiatów i gdyby nie pacjenci na ławeczkach, to nie można byłoby
odczuć, że to szpital. Zwiedzamy jeszcze piękny stary kościół i
plac oraz ratusz i zmykamy do kolejnego miasteczka nad oceanem.
marca 19, 2012
La Orotava i Puerto de la Cruz
Puerto de la Cruz powitało nas pochmurną i bardzo wietrzną pogodą
– jak to bywa na Teneryfie, północ często jest zachmurzona i
temperatura jest niższa, podczas gdy na południu mamy upał i
słońce od rana do wieczora. Mieliśmy w planach kąpiel w
naturalnych basenach z oceaniczną wodą (Lago Martianez), ale było
za zimno i baseny świeciły pustkami. Wstęp do basenów kosztuje
tylko 3 euro za dzień, a robią wrażenie! Pochodziliśmy po Puerto,
zupełnie inny klimat niż w miejscowościach położonych na
południu wyspy, jest bardziej portowo i dużo więcej tutaj osób
starszych, z pewnością ze względu na niższe temperatury. Plaża,
choć bardzo interesująca i malownicza, jest czarna jak smoła i nie
zachęca do wejścia (otwarty ocean).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz