lipca 12, 2010

W palmowym gaju, czyli wąwóz Todra

Nocleg znajdujemy z łatwością. Śpimy w pensjonacie Palmeraie Guesthouse za 150 MAD od osoby, co wydaje się nam dość drogie, ale za to warunki i jedzenie wliczone w cenę pokoju są super! Do tego znajduje się w sercu gaju palmowego. Jesteśmy jedynymi gośćmi w pensjonacie, jedzonko serwuje Rachid - kucharz (genialny) i manager w jednej osobie. 

Jemy na tarasie z widokiem na gaj palmowy.
Sprawa wygląda tak, że jak mamy ochotę na kolację, mamy mu powiedzieć godzinę wcześniej, bo wszystko gotuje ze świeżych produktów. Jedzenie wyśmienite i ładnie podane - najsmaczniejsze jakie jedliśmy podczas całego pobytu w Maroku. W pokojach na dole panuje przyjemny chłodek. 
Po krótkim odpoczynku idziemy na spacer do gaju palmowego. Spacer po nim, to prawdziwa przyjemność. Można się tam łatwo zgubić, bo cały gaj ciągnie się kilometrami, jest tam wiele mniejszych lub większych poletek i ścieżek wzdłuż kanałów irygacyjnych. Co jakiś czas widzimy rodziny pracujące na swoich poletkach. Choć wszyscy bacznie nam się przyglądają, są przyjaźni i uśmiechają się, gdy mówimy po francusku „dzień dobry”.

Sam gaj położony jest w dolinie pomiędzy ścianami wąwozu, więc spoglądając w górę, widzimy masywne skały, a potem docieramy do położonej wysoko starej opuszczonej wioski i kazby. Cała wioska przypomina scenerię jakiegoś starożytnego filmu. Domki z gliny, lepiej lub gorzej zachowane, a całość wtopiona z jednej strony w gaj palmowy, a z drugiej w ścianę góry. W drodze powrotnej odwiedzamy też miejsce znane miejscowym jako święte jezioro. Jest to malutki stawik, w którym pływają ryby, a legenda głosi, że woda w jeziorku jest święta i dlatego nie wolno łowić w nim ryb.

Kolejny dzień przeznaczamy na wąwóz Todra, ale chcemy do niego dotrzeć pieszo, więc będzie to wycieczka całodniowa. Do wąwozu idziemy tak długo gajem palmowym, jak się da. Potem wchodzimy na drogę ciągnącą się przez wioskę, bo możemy tam kupić w końcu zimną wodę. Woda to podstawa, w ciągu dnia jest bardzo gorąco i można się poważnie odwodnić.

W końcu docieramy do wąwozu, do którego większość ludzi dojeżdża samochodami. Todra jest wielki i malowniczy. Niestety, asfaltowa droga i możliwość wjechania samochodem czyni z tego miejsca atrakcję dla turystów i miejscowych, którzy tłumnie odwiedzają ten malowniczy zakątek. Na szczęście można znaleźć dla siebie trochę miejsca, ochłodzić się w rzece i podziwiać majestatyczne skały, a potem, gdy odjadą autokarowi turyści, przyglądać się, jak czas spędzają mieszkańcy pobliskich miejscowości. A jest to ciekawe. Przyjeżdżają całymi rodzinami. Rozkładają dywaniki, czajniczki na herbatę, mają też szklanki, butle z gazem. Jedzą, piją, pluskają się w rzece, myją samochody (!) i nikt nie griluje ;) Wieczorem Rachid przygotowuje dla nas najsmaczniejszy tadżin jaki jedliśmy w życiu.





























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Pacynkowe Podróże , Blogger