Przygotowania do wyjazdu i odkładanie $$ zaczęliśmy już pół roku wcześniej. Na początku był pomysł - Jedziemy do Tajlandii. Potem długie
wizyty na forach i spacery z Google Earth. Kupiliśmy 2 przewodniki, w
prezentach dostaliśmy dodatkowo jeszcze 2 fajne książki :), Maciek
opracował dokładne mapy, ja listę hosteli i plaż ;). Zdecydowaliśmy, co
chcemy zobaczyć, gdzie jechać itp.
Bilety do BKK kupiliśmy w
promocji katarskich linii lotniczych z Londynu, a do Londynu, tj. Luton w
Wizz Air. Trzeba się było jeszcze dostać z Luton do centrum i dalej na
Heathrow. Trasa (return ticket) Luton - Victoria - Easy busem za 15
funtów na 2 osoby, dalej metro do lotniska.
Potem już tylko
szczegóły, tzn. rozkłady pociągów, rozkład autobusów, rozkład promów na
wyspy (orientacyjne - bo dowiemy się na miejscu, czy aktualne).
Właśnie dzisiaj tak sobie pomyślałam, że jak wszystko będzie zgodnie z
planem, to walentynki spędzimy w powietrzu (też romantycznie).
London is London Baby ;)
10 czasu lokalnego, jedziemy z lotniska w Luton do Londynu. Mamy 10
godzin do lotu do Tajlandii, więc chcemy przejść się po Londynie: pałac
Buckingham, Big Ben, Trafalgar I Piccadilly. Jedziemy GreenBusem - mają
tu darmowego neta.
Wszystko udało nam się zobaczyć w ciągu 4 godzin, tylko że ciężko
było z plecakami. Wracają wspomnienia z poprzedniego pobytu. Londyn jak zwykle powala swym pięknem o każdej porze roku : ),
ale my przecież czekamy na gorące tajskie klimaty …
Walentynki z katarem
Lecimy, przesiadamy się i znowu lecimy. Na pokładzie qatar airways
człowiek nareszcie może się wyspać. Teraz już wiemy na czym polega 5
gwiazdkowa linia lotnicza: kilkaset CD, filmy DVD, gry komputerowe, TV
sat., GPS pokazujący, gdzie aktualnie lecisz, osobisty monitorek i pilot
oraz słuchawki do niego, poduszeczka, kocyk, zestaw na noc, czyli
skarpetki, maseczka na oczy, szczoteczka + mini pasta do zębów (taki
woreczek higieniczny). Dają dobre jedzonko, można też zamówić dowolnego
drinka (w naszym przypadku gin z tonikiem) itp. Ponieważ na lotnisku w
Katarze najczęściej lądują właśnie katarskie linie, obsługa lotniskowa
też jest na 5 gwiazdek. Kolejny lot też był sympatyczny.
Na lotnisku w
BKK najpierw poszliśmy wyrobić wizę "on arrival" – wszystko w miarę
sprawnie. Potem odprawa paszportowa i na Khao San autobusem Airport
Express nr AE02 za 150 TBH na osobę. Na Khao San nie szukaliśmy noclegu,
bo jest tam za głośno. Idziemy na uliczkę nieopodal Khao San i okazuje
się, że mamy pecha. Dzisiaj właśnie jest początek chińskiego nowego roku
i masa ludzi przyjechała to zobaczyć, dlatego w większości
zaplanowanych przez nas hoteli jest full. Martwimy się trochę, bo mówią
nam, że dzisiaj to tylko za 1200 mają wolne pokoje. Idziemy dalej jakąś
obskurną ulicą i znajdujemy guesthouse Lucky House za 450 TBH (jest
kilma, okna, łazienka z ciepłą wodą, TV - i po co?). Postanowiliśmy tu
zostać. Prysznic po 2 dniach był jak zbawienie. Potem idziemy na słynną
Khao San i dalej coś zjeść. Khao San to masakra! Nie chciałabym
faktycznie tam mieszkać. Klimat absolutnie nie tajski, bardziej
przypomina Mielno. Natomiast niedaleko jest ulica Ratamburi, która ma o
wiele fajniejszy klimat, mimo że też nie należy do cichych. Poszliśmy tam
coś zjeść – są klimatyczne knajpki. Jedliśmy jakiś ryż z mix sea food w
tzw. garkuchni i plastikowymi stolikami z piwkiem Chang (piwo jest
bardzo drogie czasem droższe od obiadu). Poznaliśmy też jakiegoś gościa z
Texasu, tak w ogóle to panuje tu świetny backpakerski klimat, ludzie
wymieniają się informacjami, każdy z każdym chętnie przysiądzie i
pogada… Skandynawowie zaczynają dzień od Changa ;)
Trochę nas pogryzły komary, ale tu malaria nam nie grozi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz