lutego 14, 2010

Jedziemy do Tajlandii


Przygotowania do wyjazdu i odkładanie $$ zaczęliśmy już pół roku wcześniej. Na początku był pomysł - Jedziemy do Tajlandii. Potem długie wizyty na forach i spacery z Google Earth. Kupiliśmy 2 przewodniki, w prezentach dostaliśmy dodatkowo jeszcze 2 fajne książki :), Maciek opracował dokładne mapy, ja listę hosteli i plaż ;). Zdecydowaliśmy, co chcemy zobaczyć, gdzie jechać itp.
Bilety do BKK kupiliśmy w promocji katarskich linii lotniczych z Londynu, a do Londynu, tj. Luton w Wizz Air. Trzeba się było jeszcze dostać z Luton do centrum i dalej na Heathrow. Trasa (return ticket) Luton - Victoria - Easy busem za 15 funtów na 2 osoby, dalej metro do lotniska.

Potem już tylko szczegóły, tzn. rozkłady pociągów, rozkład autobusów, rozkład promów na wyspy (orientacyjne - bo dowiemy się na miejscu, czy aktualne).

Właśnie dzisiaj tak sobie pomyślałam, że jak wszystko będzie zgodnie z planem, to walentynki spędzimy w powietrzu (też romantycznie).

London is London Baby ;)
10 czasu lokalnego, jedziemy z lotniska w Luton do Londynu. Mamy 10 godzin do lotu do Tajlandii, więc chcemy przejść się po Londynie: pałac Buckingham, Big Ben, Trafalgar I Piccadilly. Jedziemy GreenBusem - mają tu darmowego neta.















Wszystko udało nam się zobaczyć w ciągu 4 godzin, tylko że ciężko było z plecakami. Wracają wspomnienia z poprzedniego pobytu. Londyn jak zwykle powala swym pięknem o każdej porze roku : ), ale my przecież czekamy na gorące tajskie klimaty …


 Walentynki z katarem

Lecimy, przesiadamy się i znowu lecimy. Na pokładzie qatar airways człowiek nareszcie może się wyspać. Teraz już wiemy na czym polega 5 gwiazdkowa linia lotnicza: kilkaset CD, filmy DVD, gry komputerowe, TV sat., GPS pokazujący, gdzie aktualnie lecisz, osobisty monitorek i pilot oraz słuchawki do niego, poduszeczka, kocyk, zestaw na noc, czyli skarpetki, maseczka na oczy, szczoteczka + mini pasta do zębów (taki woreczek higieniczny). Dają dobre jedzonko, można też zamówić dowolnego drinka (w naszym przypadku gin z tonikiem) itp. Ponieważ na lotnisku w Katarze najczęściej lądują właśnie katarskie linie, obsługa lotniskowa też jest na 5 gwiazdek. Kolejny lot też był sympatyczny.




Na lotnisku w BKK najpierw poszliśmy wyrobić wizę "on arrival" – wszystko w miarę sprawnie. Potem odprawa paszportowa i na Khao San autobusem Airport Express nr AE02 za 150 TBH na osobę. Na Khao San nie szukaliśmy noclegu, bo jest tam za głośno. Idziemy na uliczkę nieopodal Khao San i okazuje się, że mamy pecha. Dzisiaj właśnie jest początek chińskiego nowego roku i masa ludzi przyjechała to zobaczyć, dlatego w większości zaplanowanych przez nas hoteli jest full. Martwimy się trochę, bo mówią nam, że dzisiaj to tylko za 1200 mają wolne pokoje. Idziemy dalej jakąś obskurną ulicą i znajdujemy guesthouse Lucky House za 450 TBH (jest kilma, okna, łazienka z ciepłą wodą, TV - i po co?). Postanowiliśmy tu zostać. Prysznic po 2 dniach był jak zbawienie. Potem idziemy na słynną Khao San i dalej coś zjeść. Khao San to masakra! Nie chciałabym faktycznie tam mieszkać. Klimat absolutnie nie tajski, bardziej przypomina Mielno. Natomiast niedaleko jest ulica Ratamburi, która ma o wiele fajniejszy klimat, mimo że też nie należy do cichych. Poszliśmy tam coś zjeść – są klimatyczne knajpki. Jedliśmy jakiś ryż z mix sea food w tzw. garkuchni i plastikowymi stolikami z piwkiem Chang (piwo jest bardzo drogie czasem droższe od obiadu). Poznaliśmy też jakiegoś gościa z Texasu, tak w ogóle to panuje tu świetny backpakerski klimat, ludzie wymieniają się informacjami, każdy z każdym chętnie przysiądzie i pogada… Skandynawowie zaczynają dzień od Changa ;)
Trochę nas pogryzły komary, ale tu malaria nam nie grozi.
















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Pacynkowe Podróże , Blogger