marca 05, 2017

Romantycznie w Rüdesheim am Rhein


Wstajemy wcześnie, by promem samochodowym (co jest oczywiście dodatkową atrakcją dla Olafa) przeprawić się na drugi brzeg Renu. Jedziemy do miasteczka Rüdesheim, parkujemy auto i idziemy do wyciągu gondolowego kupić bilety na „Romatyczną Wycieczkę” Oznacza to, że w ramach jednego biletu najpierw jedziemy z Rüdesheim gondolką na górę, w stronę pomnika Niederwald, potem spacerem po lesie dochodzimy do stacji wyciągu krzesełkowego. Wyciągiem krzesełkowym zjeżdżamy na dół, tam idziemy na przystań, gdzie wsiadamy na statek, który nas wiezie do zamku Rheinstein, zwiedzamy zamek w cenie biletu i z powrotem statkiem płyniemy do Rüdesheim. Brzmi nieźle prawda? Trzeba tylko wiedzieć o kilku rzeczach:

1. Całość może nam zająć ok 6 – 7 godzin, więc warto mieć na wycieczkę cały dzień i się nie spieszyć.
2. Wyruszyć wyciągiem gondolowym należy nie później niż o 12:30, ponieważ o 14:15 odpływa statek z Assmannshausen (przystań nr 2) do zamku. Jest to jedyny rejs dziennie. Z zamku musimy wrócić na statek, który odpływa o 16:15, a ok 17:20 jesteśmy z powrotem w Rüdesheim.
3. Wszystkie wyciągi, rejsy statkiem i wstęp do zamku mamy na jednym bilecie. Za osobę dorosłą płacimy 16 E, za dziecko (5 – 13 lat) 8 E. Warto, bo tylko sam bilet wstępu na zamek normalnie kosztuje 8,5 E.










My byliśmy na miejscu przed 12:30, chociaż okazało się, że dojście do kolejnego wyciągu krzesełkowego, wprawdzie zajmuje 45 minut, ale raczej bez odbijania w różne punkty widokowe – a jest ich na górze wiele! Trochę więc ścigaliśmy się z czasem, bo człowiek tu się zapatrzy na widok, tu strzeli fotę, a czas ucieka. Byłoby zdecydowanie lepiej, mieć jeszcze więcej czasu na spokojne przejście trasą u góry, tym bardziej, że Niederwald Monument i widoki ze szczytu aż się proszą, by na chwilę się tutaj zatrzymać. A jeśli ktoś nie ma tyle czasu, można wjechać na górę gondolką i zjechać tą samą drogą za 8E – też warto! Już sam przejazd nad winnicami to niebywała przyjemność. Pobyt na górze i spacer zajął nam zdecydowanie więcej niż 45 minut, dlatego przy zjeździe wyciągiem krzesełkowym zrobiło się trochę nerwowo. Wyciąg ten jest bardzo powolny, być może z powodu przepięknych widoków, jakie można podziwiać - szczególnie popołudniową porą.



 A my tak jechaliśmy, spoglądając na zegarek i licząc minuty do odpłynięcia statku. Z wyciągu do przystani idzie spacerem jeszcze jakieś 10 minut, które my, już spóźnieni, przebiegliśmy nie wiem, jak nam się to udało. Rafał stwierdził, że Niemcy to punktualny naród i nie ma bata, żeby poczekali, na pewno nie zdążymy na statek. O dziwo, poczekali. Mało tego, za nami dobiegli kolejni i kolejni turyści, których widzieliśmy na wyciągu krzesełkowym, tak więc statek wyruszył z małym opóźnieniem, a nas nie ominęła kolejna atrakcja – rejs po Renie i zwiedzanie uroczego zamku. 







Teraz wiem, gdzie romantyczni poeci mogli szukać natchnienia do swoich powieści gotyckich – takie miejsca, choć dzisiaj zadbane i przygotowane z myślą o turystach, nadal pozwalają na chwilę „odlecieć” komuś, kto w głębi duszy jest niepoprawnym romantykiem i potrafi uruchomić wyobraźnię. Burg Rheinstein jest własnością rodziny Hecher, a korzenie tego zamku sięgają XIII wieku. W XVII i XVIII wieku zamek popadł w ruinę i został odbudowany w XIX wieku. Do 1975 roku był własnością rodu Hohenzollernów, ale w 1975 roku kupił go śpiewak operowy Herman Hecher. 





 







Na powrotny rejs statkiem już nikt się spóźnił, bo czasu na dokładne zwiedzanie zamku w zupełności wystarcza. W drodze powrotnej zamówiliśmy w statkowej restauracji sznycla z frytkami, który okazał się największym schabowym, jakiego do tej pory widzieliśmy. Niestety, smakiem nie mógł dorównać pysznym domowym daniom przygotowywanym dla nas przez Beatę.
Na nocleg wybraliśmy kolejny camping, ale już w dolinie Mozeli i okolicach zamku Elz, do którego wyjechaliśmy późnym popołudniem. Sama droga wzdłuż rzeki Ren jest bardzo atrakcyjna, mijamy kolejne zamki na wzgórzach, miasteczka i wioski, wklejone w krajobraz pagórkowatych winnic. W końcu mijamy legendarną skałę Loreley – miejsce ukrycia skarbu Nibelungów i jedziemy dalej. Wieczorem rozbijamy namiot na dość małym polu campingowym, którego główną zaletą jest bliskość zamku.

2 komentarze:

  1. te miasteczka nad Renem sa swietne :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Niedługo dodamy ciąg dalszy, jeszcze bardziej malownicze miasteczka nad Mozelą. Zapraszamy do lektury :)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Pacynkowe Podróże , Blogger