lutego 12, 2013

Langkawi - Sky Bridge


Pogoda taka sobie, jest ciepło, duszno i pochmurno. Rano jedziemy taksówką około 20 km do Oriental Village, gdzie znajduje się kolejka na najwyższe wzniesienie na wyspie i podniebny most. Taksi kosztowała 26 zł w jedną stronę. Po drodze widać dziką plaże, a na niej małpy, dalej na polankach wolno pasące się bawoły. Sama „wioska orientalna” to głównie sklepy i knajpki, ale bardzo ładnie urządzone, typowe rodzinne i mocno komercyjne miejsce, ze sztucznym stawem i rybkami, placami zabaw, królikarnią, gdzie dzieci mogą uganiać się za króliczkami i je karmić. Oczywiście najważniejszym punktem jest kolej linowa.


Przyznaję, że czekałam bardzo na tę wycieczkę i miałam w związku z tym wielkie oczekiwania. Na samej górze, za górną stacja znajduje się podwieszany i zaokrąglony most, z którego można podziwiać korony drzew i chodzić sobie nad dżunglą. Bardzo chciałam przejść się tym mostem zwanym Sky Bridge, ale niestety właśnie był zamknięty z powodu konserwacji. Żeby wjechać kolejka na górę, trzeba odczekać sporo czasu. Najpierw kupuje się bilety, na których jest wyznaczona godzina wejścia, potem jeszcze jedna godzina w drugiej kolejce do wejścia.

Można wejść bez kolejki, ale taki wjazd kosztuje 80 zł zamiast 30 zł na osobę, więc wybraliśmy wersję ekonomiczną i odczekaliśmy swoje. Widoki i sama jazda koleją są niezapomniane. Z góry widać całą wyspę i inne mniejsze wysepki. Po prawej stronie jest otwarte okno, można wyciągnąć rękę z aparatem i nie ma się widoku szyby. Po drodze ładnie też widać wodospady 7 Wells, na których odwiedzenie już nie starczyło nam czasu.

Na dole Olaf bawił się z króliczkami i oczywiście nawiązywał nowe znajomości.

Po powrocie poszliśmy do fajnej indyjskiej knajpki, w której oprócz typowej karty menu jest też samoobsługowy bufet, który działa na zasadzie, że nakładasz sobie, co chcesz i ile chcesz, a potem przychodzi pan, ogarnia twój talerz wzrokiem i go wycenia na oko.

Ceny bardzo dobre! Najbardziej smakowały mi przysmaki z pieca tandorii, Maćkowi różnego rodzaju roti i nany, a Tomkowi ryż i bufet samoobsługowy, a tam różne mięsa w sosach, ryby i skorupiaki. W ogóle jesteśmy fanami roti w różnych wydaniach, roti z czosnkiem, roti z sardynkami, roti z bananami. Nawet Olaf, jak ogląda kartę menu i widzi obrazki, mówi „am, am”


Na Langkawi komunikacja miejska prawie nie istnieje, alternatywą są taksówki, które mają ustalone, bardzo przystępne ceny. Jednak zawsze przed wejściem warto zapytać o cenę




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Pacynkowe Podróże , Blogger