lutego 21, 2013

Singapur - Gardens by the Bay i podsumowanie wyjazdu


Super groveDzisiejszy dzień postanowiliśmy spędzić na luzie w Gardens by the bay. Jest to stosunkowo nowa atrakcja (jeszcze niedawno była w budowie), ale już przyciąga tłumy i nie ma się co dziwić! Dojazd jest dziecinnie prosty, wystarczy dostać się kolejką MRT do stacji Bayfront (pod hotelem Marina Bay Sands) i stąd iść za drogowskazami do ogrodów.
Swoją drogą hotel od tyłu wygląda równie imponująco, a z kładki prowadzącej do ogrodów jest też piękny widok na młyńskie koło (Singapore Flyer). Drzewa w Super Grove na razie wydają się typowo futurystyczne, ale z pewnością, kiedy obrosną, będą jeszcze piękniejsze.

Flower DomeGardens by the bay mają wiele atrakcji darmowych. Płatne wejścia są do Domu Kwiatów i do Lasu Tropikalnego, a także na most zawieszony pomiędzy futurystycznymi drzewami (OCBC Skyway). Bardzo, ale to bardzo nam się wszystko podobało. Myśleliśmy, że 3 lub 4 godzinki wystarczą na wszystko, ale zostały jeszcze ogrody zewnętrzne, na które nam nie starczyło czasu, bo trzeba było jechać na lotnisko. Jak dla mnie, takie miejsca w środku wielkiego miasta to cud, miód, malina!

Cloud ForestWstępy do obu atrakcji 28 dolarów singapurskich (mniej więcej 70 zł) a na zawieszony most 5 dolarów (około 13 zł). Naprawdę warte tej ceny, a wrażenia niezapomniane, jeśli ktoś lubi ogrody. Paradoksalnie w obu "szklarniach" można zmarznąć. Pewnie temperatura nie będzie niższa niż 20-25 stopni, ale przyzwyczajeni do znacznie wyższej temperatury na zewnątrz, odczuwaliśmy chłód. Dzieciom, szczególnie tym młodszym, lepiej zabrać coś cieplejszego.

Do tego te wszystkie singapurskie ułatwienia dla ludzi z dziećmi i dla dla osób niepełnosprawnych, wszędzie windy, dostosowane toalety – tu muszę się na chwilę zatrzymać, żeby wspomnieć o toalecie damskiej. To że jest czysta i lśni, to oczywistość, ale co mnie urzekło, to udogodnienia dla matek z dziećmi: na drzwiach są obrazki mamy i dziecka, co znaczy, że obok muszli klozetowej jest też zawieszane krzesełko z pasami dla dziecka, żeby było bezpiecznie. Zastanowił mnie jeszcze mały pisuar w damskiej toalecie, ale jego wysokość może świadczyć tylko o tym, że projektant wnętrza pomyślał też o mamach wchodzących tu z małymi pociechami płci męskiej. Jeśli chodzi o pokoje do przewijania, to brak mi słów! Czyste, lśniące, z wszelkimi możliwymi udogodnieniami. Czas ucieka, trzeba jechać na lotnisko.

Changi airportSingapur warto zobaczyć i zatrzymać się tu nawet na tydzień. Jest tu tyle atrakcji, że głowa boli. Miasto jest bezpieczne i „łatwe” dla turysty, każdy mówi po angielsku, świetne oznaczenia, czytelne znaki, a ceny, no cóż…wysokie jak na Azję. Jeśli znajdzie się tanią hinduską knajpę, można zjeść roti itp. Za 15 zł na dwie osoby, ale są też chińskie jadłodajnie serwujące potrawy o średniej cenie 100 zł na osobę, więc trzeba niestety zwracać uwagę na ceny w menu. W sklepach towary też nieco droższe, co znaczy, że porównywalne do polskich ;) Za pokoje hotelowe płacimy nieco więcej, ale przynajmniej ten, w którym byliśmy, za 2 noce na 3 osoby zapłaciliśmy około 509 zł, co po podzieleniu przez 3 nie daje aż tak wysokiej ceny, a standard i czystość bez zarzutu, do tego mieliśmy możliwość zostawienia bez żadnych opłat bagażu do wieczora. Mówi się, że Singapur to taki Manhattan, któremu się udało. Zgadzam się z tym i chętnie tam wrócę.

Changi airportZa co lubię singapurskie lotnisko::
- za to, że jak chodzisz chwilę i wyglądasz na nieco zagubionego, podejdzie ktoś i zaproponuje pomoc,
- obsługa z uśmiechem, informacja z uśmiechem, a ludzie nie sprawiają wrażenia, że pracują tu za karę,
- perfekcyjny angielski, nawet pani sprzątająca toalety mówi po angielsku,
- toalety czyste i pachnące, w kabinie płyny do dezynfekowania desek sedesowych lub nakładki higieniczne, czysto i lśni na błysk,
- pokoje dla matek i ojców (!!!) z dzieckiem, pełny komfort, przewijak z wymiennymi podkładami, osobny zamykany pokój z kanapą do karmienia, w niektórych pomieszczeniach był nawet dystrybutor gorącej, ciepłej i zimnej wody do przygotowywania mleka,
- darmowy Internet, jak nie masz laptopa to możesz skorzystać z lotniskowych stanowisk z komputerami
- darmowe lokalne połączenia telefoniczne
- 3 terminale połączone są szybką kolejką, oczywiście darmową,
- wszędzie schody ruchome, windy i ruchome chodniki, na podłogach dywany,
- kontrola paszportowa jest ileś tam razy, ale kontrola bagażu podręcznego jest dopiero tuż przed wejściem na pokład samolotu, więc wchodzisz z dowolną ilością płynów i pozbywasz się ich niedługo przed wejściem do samolotu, ale nawet jak nie masz wody, to nie problem, bo wszędzie są kraniki z wodą zdatną do picia,
- nasz maluch się nie nudził, jest dużo przestrzeni do biegania ;),
- wszystko świetnie oznakowane, choć trzeba się liczyć z dość dużymi odległościami,
- basen, wycieczki - szczegóły w tym wpisie.

SingaporeNasz lot z Singapuru nieco się opóźnił, potem jeszcze czekaliśmy dość długo na pozwolenie lądowania i krążyliśmy nad Doha, a mieliśmy 50 minut na transfer między samolotami. Oczywiście dostaliśmy stosowne kolory biletów i zawieszki na szybki transfer, ale coraz bardziej, baliśmy się, że nie zdążymy. W końcu zostało nam już tylko niespełna pół godziny, a bramki zamykane są na 10 minut przed startem. Zaraz po wylądowaniu razem z połową samolotu biegliśmy do hali transferowej na ‘szybki transfer’, kontrola przeprowadzona została błyskawicznie, potem biegiem do bramek, na których widniał napis ‘last call Milan’ i już byliśmy w autobusie do samolotu. Nigdy tak szybko nie byliśmy odprawieni, jak teraz, wszystko zajęło niecałe 15 minut od wylądowania w Dausze. Wniosek jest taki, że z Qatar Airways 50 minut na zmianę samolotu wystarczy, ponieważ mają dobrze zorganizowane lotnisko. Pozostał jedynie niepokój o nasze bagaże, czy zdążą je przeładować do kolejnego samolotu, ale nie było problemu, bo po zajęciu miejsc, jeszcze chwilę trwało, zanim ruszyliśmy. Lot minął nawet dobrze, niestety Olaf obudził się o „swojej” 8 rano, czyli w środku nocy czasu "bliżej europejskiego" i śmiertelnie się nudził w ciemnym samolocie, pełnym śpiących ludzi. My też nie spaliśmy ;).

Bilet powrotny z Azji mieliśmy do Mediolanu z krótką przesiadką w Dausze. Do Polski wracaliśmy Wizzairem z Bergamo następnego dnia wieczorem. Mieliśmy półtora dnia na Mediolan (z powodu krótkiej przesiadki w Dausze, powrót do kraju rezerwowaliśmy dzień po planowanym przylocie do Włoch - gdybyśmy nie zdążyli się przesiąść, była szansa dostania się do Mediolanu w ciągu kolejnych 24 godzin). Na szczęście nie musieliśmy testować tego wariantu.

Milano









Mediolan nas rozczarował. Powodem pewnie były: zmęczenie, odebranie połamanego wózka na lotnisku (procedurę odszkodowania opiszemy w planowanych poradach), paskudna pogoda. Kolacja i śniadanie były cudowne - parmezan i szynka parmeńska!




 

Super trees
Jeszcze garść naszych spostrzeżeń dotyczących wyjazdu z maluchem. Być może przydadzą się komuś te informacje, bo ja na przykład, jeszcze przed wyjazdem, szukałam na forach i blogach wszelkich informacji na temat zakupów jedzenia i innych rzeczy dla niemowląt. Mleko modyfikowane jest dostępne, ale widziałam głównie markę Nestle, nie widziałam czegoś takiego, jak obiadki lub zupki, ani kaszek mlecznych czy ryżowych. Pieluchy kupi się bez problemu i chusteczki nawilżane też.

Gardens by the BayW Malezji nawet w Cameron Highlands pieluszki Huggis były w podobnej cenie do polskich pieluch. Kremy też się znajdzie. Nie widziałam tu takich wynalazków jak chrupki czy biszkopty dla niemowląt. Dla starszych dzieci znajdzie się sporo przysmaków – głównie na słodko: ryż z mango i naleśniki w na 100 sposobów, a także pad thai z kurczakiem (ma łagodny smak, ale zawiera orzeszki i sosy sojowe i sos do pad thai). Niestety w każdym pysznym tajskim daniu są super sosy, które zawierają konserwanty i glutaminian i zwykle są ostre.

Flower DomeJest też dużo restauracji serwujących kuchnię w stylu zachodnim, głównie pod amerykańskiego turystę, ale to nas nie interesuje, więc się nie wypowiem na temat smaków i jakości. Bez problemu dostaniemy różne akcesoria typu butelka, smoczek, zabawki. Na pewno nie ma sensu taszczyć sprzętu plażowego dla malucha, bo wszystko się kupi przy plaży – jak we Władysławowie, z tym że słowiańskie wynalazki typu wiatrochrony, parasolki wbijane do piasku tu nie funkcjonują.

Gardens by the BayCiuszki dla dzieci, czy też czapeczki można kupić ładne i taniej niż w kraju. Mimo tego, że temperatura nie spada tu poniżej 29 stopni, koniecznie trzeba zabrać ciepłe ubranie lub kocyk i czapeczkę na głowę zakrywającą uszy. Klimatyzacja jest bardzo zimna i nasz malec (i nie tylko on) się przez tę wszechobecną klimę przeziębił. Najgorzej jest w środkach komunikacji miejskiej i taksówkach, ale to samo jest w restauracjach i niektórych hotelach.

Gardens by the BayOgólnie w tym gorącym klimacie mnóstwo ludzi chodzi przeziębionych, kaszlą i kichają, więc koniecznie trzeba zabrać coś, co pomoże na katar i przeziębienie. Naszemu malcowi, nie zaszkodziła tutejsza flora bakteryjna. Potrzeba duuuuuuużo chusteczek do czyszczenia rączek i buzi, a czasem pokoi hotelowych (!) i dobrze też mieć żele antybakteryjne.

PenangButelki i smoczki myjemy normalnie w wodzie z kranu, nic nie wyparzamy (choć zabraliśmy czajnik turystyczny). Bardzo przydaje się w końcu odzyskany wózek. Mieliśmy przez dwa dni porównanie, jak to jest bez wózka i zdecydowanie polecamy zabranie małego składanego wózka, po pierwsze,dlatego, że nasz Olaf musi w ciągu dnia spać, a śpi mu się najlepiej właśnie w wózku (no oczywiście poza domowym łóżeczkiem), do wózka mamy zasłonkę (dziękujemy Babci), która chroni od słońca i do tego odcina od nadmiaru bodźców oraz moskitierę zaimpregnowaną samodzielnie w domu, która chroni przed komarami. Dzięki tym akcesoriom, wszystkie wieczory mogliśmy spędzać poza hoteami, a Olaf smacznie i grzecznie spał. Warto zabrać też kremy na słońce z filtrem minimum 50+ dla dzieci, bo na miejscu w prawdzie się je kupi, ale drogie (od 30 – 40 zł).

Kuala LumpurCeny jedzenia w Malezji są różne w zależności od rodzaju knajpki i tego, co jemy. Knajpka na ulicy: budka z jedzeniem:ceny od 0,80 groszy (za roti bez dodatków z dwoma sosami) do 7 zł za coś konkretnego, np. ryż z mięsem i sosem. Napoje od 1,50 zł za zimną herbatę cytrynowa, około 2 lub 3 zł za napój w puszce, drożej za świeże soki. Coś, co nazywa się restauracja, kosztuje już więcej, na Langkawi np. widziałam fajną chińską restaurację serwującą pół kurczaka cytrynowego za 20 zł lub kaczkę po chińsku z chrupiącą skórką za 30 zł. W sumie najtaniej wychodziła w Malezji jedzenie indyjskie, co na Koh Lipe jest bardzo drogie. Roti, który kosztowało w Malezji 0,80 tu ma cenę 4 zł (!) więc tu jadamy tajską kuchnię. Pad Thai, w zależności od dodatków, kosztuje od 7 do 10 zł i jest pyszny. Zupy: Kokosowa 10, ostra tom youm 12, zupa z zielonego curry i zielonych bananów z owocami morza 15, nadziewany ryżem z kurczakiem i owocami morza ananas 15, ryż z rożnymi dodatkami od 7 do 12 zł. Są też droższe lokale serwujące świeże ryby i owoce morza, ceny na kilogramy. Placuszki i naleśniki o w okolicach 4, 5 zł. Napoje i soki są tutaj natomiast o wiele droższe. Zwykła woda (mała) 2 zł, owocowe szejki i koktajle czy lasi potrafią kosztować więcej niż duża porcja Pad Tai – od 5 do ponad 10 zł za kubek. Ale przeciętny koktajl z mrożonych świeżych owoców kosztuje 6 zł, tyle samo co małe piwo Chang. Duży Chang w knajpce to wydatek 10 zł.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Pacynkowe Podróże , Blogger