Sprawa wygląda tak, że jak mamy ochotę na kolację, mamy mu powiedzieć godzinę wcześniej, bo wszystko gotuje ze świeżych produktów. Jedzenie wyśmienite i ładnie podane - najsmaczniejsze jakie jedliśmy podczas całego pobytu w Maroku. W pokojach na dole panuje przyjemny chłodek.
Po krótkim odpoczynku idziemy na spacer do gaju palmowego. Spacer po nim, to prawdziwa przyjemność. Można się tam łatwo zgubić, bo cały gaj ciągnie się kilometrami, jest tam wiele mniejszych lub większych poletek i ścieżek wzdłuż kanałów irygacyjnych. Co jakiś czas widzimy rodziny pracujące na swoich poletkach. Choć wszyscy bacznie nam się przyglądają, są przyjaźni i uśmiechają się, gdy mówimy po francusku „dzień dobry”.
Kolejny
dzień przeznaczamy na wąwóz Todra, ale chcemy do niego dotrzeć pieszo, więc
będzie to wycieczka całodniowa. Do wąwozu idziemy tak długo gajem palmowym, jak
się da. Potem wchodzimy na drogę ciągnącą się przez wioskę, bo możemy tam kupić
w końcu zimną wodę. Woda to podstawa, w ciągu dnia jest bardzo gorąco i można
się poważnie odwodnić.
W końcu docieramy do wąwozu, do którego większość ludzi
dojeżdża samochodami. Todra jest wielki i malowniczy. Niestety, asfaltowa droga
i możliwość wjechania samochodem czyni z tego miejsca atrakcję dla turystów i
miejscowych, którzy tłumnie odwiedzają ten malowniczy zakątek. Na szczęście
można znaleźć dla siebie trochę miejsca, ochłodzić się w rzece i podziwiać
majestatyczne skały, a potem, gdy odjadą autokarowi turyści, przyglądać się,
jak czas spędzają mieszkańcy pobliskich miejscowości. A jest to ciekawe.
Przyjeżdżają całymi rodzinami. Rozkładają dywaniki, czajniczki na herbatę, mają
też szklanki, butle z gazem. Jedzą, piją, pluskają się w rzece, myją samochody
(!) i nikt nie griluje ;) Wieczorem Rachid przygotowuje dla nas najsmaczniejszy
tadżin jaki jedliśmy w życiu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz