grudnia 31, 2020

Pacynkowe podsumowanie 2020 roku


Rok 2020 to był dziwny, trudny czas – tak wiele się zmieniło, szczególnie w sposobie podróżowania, zwiedzania i spędzania wolnego czasu. Ciężko było cokolwiek zaplanować, a jak już się coś „ogarnęło”, to do samego końca istniało ryzyko, że te plany legną w gruzach – oczywiście powód był jeden - COVID 19.

Na szczęście, na początku roku, w błogiej nieświadomości tego, co ma nastąpić na wiosnę, zwiedziliśmy Ateny. To był szybki, styczniowy wyjazd rodzinny. Styczeń wcale nie jest zły na zwiedzanie typowo ciepłych krajów – przekonaliśmy się o tym już wielokrotnie.

Było cudownie – pyszne jedzenie w ateńskich tawernach, maska Agamemnona i inne bezcenne zabytki w muzeach, zachód słońca na wzgórzu, gdzie po jednej stronie mamy widok na Akropol, a po drugiej na morze, stadion olimpijski, ogrody miejskie, wieczorne spacery po Anafiotice i starym mieście, niesamowite ruiny, jak np. Agora i w końcu wisienka na torcie – sam Akropol zdobyty w krótkim rękawku w prawie letniej pogodzie.

Wówczas tego nie wiedzieliśmy, ale lot do Aten miał być ostatnim naszym lotem na bardzo długi czas. Hasło „Zostań w domu” wzięliśmy sobie do serca i przez 3 miesiące praktycznie nigdzie nie jeździliśmy. Jedyne plany, jakie mogliśmy nieśmiało robić w tej sytuacji, wiązały się z wyjazdem na wakacje samochodem, najlepiej pod namiot. I tak padło na rejon pojezierza salzburskiego i Alpy w Austrii. Wbrew pozorom o miejsce na campingu pod namiotem wcale nie było łatwo – większość miejsc była zarezerwowana, albo pojawiała się informacja, że można przyjechać, ale nie ma gwarancji, że znajdzie się wolna parcela. Planowanie wyjazdu do Austrii, tras rowerowych i zwiedzania przyjemnie umilało nam przygnębiające wiosenne wieczory, a myśl o tym, że niebawem otworzą się granice napawała optymizmem. Dopiero w czerwcu, zaczęliśmy dłuższe weekendowe wypady na rowery: Żabie Doły w Bytomiu, zamek w Chudowie, odwiedziliśmy też Rybołówkę i Śląski Ogród Botaniczny w Mikołowie i Ogrody Kapias niedaleko Goczałkowic. W lipcu również weekendowo i rowerowo spędzaliśmy czas w lublinieckich lasach pod namiotem. Udało nam się spędzić niezapomniany weekend w małopolskim słynnym Zalipiu, zobaczyć malowane chaty i spać w stuletniej chałupie, wprawdzie nie malowanej, ale za to oryginalnej, przejechać rowerami przepiękny odcinek trasy Velo Dunajec i Wiślanej Trasy Rowerowej, zmoknąć w ulewnym deszczu, przeprawić się promem tuż przed burzą. Przedzierając się przez zarośla i błoto z rowerami, wpadając w błotne kałuże, odganiając się od roju komarów, dotarliśmy na cypel, gdzie Dunajec łączy się Wisłą.

W końcu doczekaliśmy się wyjazdu na wakacje do Austrii. Odetchnęliśmy z ulgą, gdy dowiedzieliśmy się, że udało się zarezerwować miejsce na campingu i noclegi w pensjonatach.

Rejon austriackich Alp nas zachwycił, soczysta zieleń górskich stoków, przepiękne szlaki turystyczne, dostępne dla każdego dzięki wielu górskim kolejkom. Szczególnie oczekiwaliśmy wjazdu na lodowiec Dachstein i mieliśmy to ogromne szczęście, że trafiliśmy z rezerwacją na najlepszą możliwą pogodę! Rzucanie się śnieżkami i zjazd na „jabłuszku” w środku lata? Proszę bardzo! Na lodowcu to możliwe!

Wiedeń jest wyjątkowy, bo to ogromne miasto daje możliwość zwiedzania go na rowerze.

W ostatnim tygodniu sierpnia pogoda była przepiękna, więc spontanicznie zarezerwowaliśmy noclegi przy trasie rowerowej Velo Czorsztyn. Objechaliśmy jezioro włącznie ze zwiedzaniem drewnianego kościółka w Dębnie. Maleńki gotycki kościół pw. Św. Michała Archanioła z wieku XV. Wpisany jest na listę zabytków UNESCO i uważany za jeden z najpiękniejszych kościółków drewnianych na całym świecie. Byliśmy też na zamku w Nidzicy i Czorsztynie, do którego przeprawiliśmy się rowerowym promem. Kolejnego dnia pojechaliśmy do Szczawnicy na trasę rowerową wzdłuż Dunajca, aż na Słowację do Czerwonego Klasztoru. Ta trasa może i piękna, ale liczba turystów nieco nas przytłoczyła.

Początek września rozpieszczał nas śliczną pogodą i letnim słońcem, więc również w weekend postanowiliśmy wypróbować trasę rowerową Meandry Odry, wdrapać się na widokową wieżę, z której można podziwiać naturalnie niczym nieskrępowaną i nieuregulowaną przez człowieka przyrodę, stanąć na półwyspie, gdzie Olza łączy się z Odrą – tym razem bez przedzierania się przez krzaki.

We wrześniu odwiedziliśmy też kompleks hutniczy Vitkowice w Ostrawie – trzeba przyznać, że zrobił na nas wrażenie, choć nie wspinaliśmy się na wielki piec i cały kompleks oglądaliśmy z dołu. Lubimy Czechy, więc ma początku października znowu postanowiliśmy tam wyskoczyć na weekend. Na nocleg zatrzymaliśmy się w Panskym Młynie skąd niedaleko na trasy rowerowe wzdłuż Moravicy i do obu zamków, jakie zwiedzaliśmy w okolicach – Hradec nad Moravicí oraz Zámek Raduň. Opawa też wydała nam się przyjemna, choć radość spaceru po mieście nieco zepsuła pogoda. I przyszła jesień, covid uderzył ze zdwojoną siłą. Plan spędzenia sylwestrowej nocy i Nowego Roku w Bieszczadach się nie powiódł, rezerwacja odwołana, ale jesteśmy zdrowi, a to najważniejsze. Pozostały spacerki w okolicach po lesie i nadzieja, że rok 2021 będzie lepszy i spokojniejszy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Pacynkowe Podróże , Blogger