Wyszukiwanie miejscowości interesujących pod względem
kulturowym i przyrodniczym jest na tyle fascynujące, że mogłabym
to robić nieustannie – niestety – jest to również dość
czasochłonne zajęcie. Na szczęście od czasu do czasu udaje nam
się znaleźć idealne miejsca na weekendowe wyjazdy.
Gdy tylko zobaczyłam zdjęcia i opis miasteczka
Stramberk – od razu pomyślałam, że musimy tam pojechać. Jak to
możliwe, że mieszkamy tak blisko granicy naszych południowych
sąsiadów i nic o nim do tej pory nie wiedzieliśmy? Jest śliczne,
bajkowe i ma tak wiele do zaoferowania przyjezdnym.
Stramberk,
górskie miasteczko, położone jest w Beskidach między zalesionymi
pagórkami. Widzimy je już z daleka, ponieważ wznosi się nad nim
wieża zamku, jakiego nie widzieliśmy nigdzie indziej. Wysoko nad
miastem wznoszą się ruiny zamku Strallenberg, z cylindryczną wieżą
o nazwie Truba.
Jest bardzo gorąco,
spacerujemy po dnie kamieniołomu, oglądając traszki w oczku
wodnym, potem idziemy na górę, skąd mamy ładny widok. Dalej droga
prowadzi nas do drugiego mniejszego kamieniołomu, za to jest on
wyżej położony, więc podziwiamy piękne krajobrazy. Na górze
decydujemy się, żeby iść jeszcze na szczyt Białej Góry, bo
jesteśmy już na takiej wysokości, że w zasadzie bardzo niedaleko
do szczytu. Droga prowadzi nas łagodnym trawersem i choć upał w
kamieniołomach nam doskwierał, teraz idziemy przez las i jest
przyjemniej. Na samym szczycie wznosi się wieża widokowa, która
kształtem przypomina trochę linię śrubową DNA. Wchodzimy po
schodkach, podziwiamy widoki i schodzimy inną drogą do miasteczka.
Potem
jemy obiad i idziemy do zamku. Do zamku dojść można od rynku
schodkami lub uroczymi uliczkami zabudowanymi drewnianymi domkami z
XVIII i XIX wieku, dzięki którym miasto określane jest mianem
Wołoskiej Szopki lub Morawskiego Betlejem.
My idziemy schodkami, a po obejściu zamku wracamy uliczką, która prowadzi na rynek. Czas jechać do Nowego Jiczina, tam będziemy nocować.
Jest
sobota wieczór, a my chyba wjeżdżamy do miasta duchów.
Zatrzymujemy się w hotelu Praha, który z zewnątrz prezentuje się
pięknie, ale wnętrze – no cóż – jak to mówią: „widziały
gały, co brały” za tę cenę. Sami go wybraliśmy, byliśmy
przygotowani na wnętrza żywcem wyjęte ze wczesnych lat
osiemdziesiątych.
Jednak nasz pokój jest większy od zamawianego i ma dodatkową część tzw. wypoczynkową, co nas ucieszyło. Jest czysto, a po chwili stwierdzam, że taki klimat mi się nawet podoba. Zaczęłam sobie wyobrażać, jacy to goście bywali w hotelu Praha w latach, gdy był popularny. Co widziały i słyszały te ściany? Hotel przechodzi obecnie remont, więc może za jakiś czas znikną specyficzne meble i zmieni się cały wystrój tego miejsca.
Tu
również jest cicho. Spotykamy małe grupy młodzieży i kilka
rodzin z dziećmi, ale rynek wydaje się pusty w ten sobotni gorący
wieczór.
Rano jemy smaczne śniadanie i idziemy zobaczyć zamek, który znajduje się naprzeciwko naszego hotelu, później jeszcze raz idziemy na rynek i tam moją uwagę przyciąga wystawa kapeluszy. Wstęp kosztuje 40 koron – ja wchodzę z Olafem, Maciek nie jest zainteresowany kapeluszowym tematem. Muzeum jest małe, ale interaktywne i nowoczesne. Oglądamy maszyny , filmy pokazujące cały proces od królika po kapelusz (tak, tak - kapelusze robi się z królików!) Na końcu wystawy znajduje się przymierzalnia – szalejemy tam z Olafem, bo jesteśmy sami i wygłupiamy się, przymierzając różne rodzaje nakryć głowy.
Przy okazji oglądamy Narodni Sad i wchodzimy na legendarną górę Hotouc. Najpiękniejsze są jednak widoki na miasteczko z górującą nad nim Trubą. Później idziemy na obiad, a na deser próbujemy stramberskich uszu. Uszy to miejscowy piernik w kształcie zwiniętego ucha – ma certyfikat wyrobu regionalnego. Ich receptura zastrzeżona jest patentem, wypiekane są w Stramberku od wielu stuleci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz