sierpnia 30, 2018

Bałkańska przygoda – Mostar w Bośni i Hercegowinie



Nasze pierwsze wrażenia z Mostaru – wow! Bajkowe, orientalne miasteczko. Do godziny 11 prawie nie ma ludzi, około 12 zaczynają się zjeżdżać duże wycieczki zorganizowane, a późnym popołudniem i wieczorem znowu mamy luz, więc najgorzej tu trafić w godzinach od 12 do 15. Dotarliśmy tu wieczorem i od razu poszliśmy zobaczyć miasto. Nasz hostel położony jest w samym centrum, orientalnego charakteru nadaje mu położenie tuż obok minaretu i meczetu. Mostar niby jest europejski, ale wszystko co najładniejsze i przyciąga turystów, znajduje się po stronie bośniackiej, muzułmańskiej. Jest to najbardziej orientalne miejsce na Bałkanach, jakie odwiedziliśmy. Prawdopodobnie taki sam klimat odnajdziemy w Sarajewie, ale nie udało nam się tam dotrzeć, bo nie starczyłoby czasu. W Mostarze warto zrobić pamiątkowe zakupy, bo nigdzie indziej nie spotkaliśmy takiej różnorodności orientalnych towarów: ręcznie robione torebki, ozdoby, naczynia, sztućce, zestawy do parzenia kawy po bośniacku, szale i ubrania, pięknie zdobione lampki i inne pamiątki wystawiane na kolorowych kramach, od których aż kręciło się w głowie. Mieliśmy nawet zamówienie od znajomych, żeby kupić szale, więc szukaliśmy sklepiku z dobrą ceną za zakup większych ilości. Polecamy sklepik położony w dość charakterystycznym miejscu. Wchodzi się do przejścia, gdzie znajduje się meczet, naprzeciwko fontanny jest kilka sklepów. Polecany sklep znajduje się pośrodku (4 w kolejności), a przed wejściem rosną trzy małe palmy. Ta pani miała szale inne niż wszyscy, była bardzo miła i cierpliwa, doradzała i pokazywała różne kolory – gładkie i eleganckie. 



Olaf dostał też w prezencie pamiątkę, co było bardzo miłe. Kiedy tak kupowaliśmy i wybieraliśmy szale, zapytałam o coś, co bardzo mnie interesowało już od dłuższego czasu. Jak to jest, że w Bośni wszyscy doskonale mówią po angielsku? Odpowiedź jest smutna – powodem jest wojna. Gdy wybuchła wojna, sprzedawczyni miała 17 lat i współpracowała z różnymi organizacjami międzynarodowymi pomagającymi ofiarom wojny. Wielu ludzi i dzieci poznało język angielski z powodu stacjonujących tutaj wojsk amerykańskich. Sprzedawczyni wspomina czas, gdy język angielski był na tych terenach prawie jak drugi język urzędowy. Mimo trudnego tematu wojny, mówiła chętnie i otwarcie. Stwierdziła, że czas leczy rany, że trzeba dalej żyć i nie chować urazy. Oprócz zakupów główną atrakcją jest oczywiście zwiedzanie starego miasta z jego meczetami (cudowny widok na most mamy z minaretu) i samym mostem oczywiście. 










Dodatkową atrakcją są skoki z mostu. Od godziny 11 co pół godziny skoki są powtarzane. Przy moście znajduje się klub skoczków do wody. Wszystkie soki odbywają się po południowej stronie mostu. Jeśli zobaczycie dobrze zbudowanego faceta w kąpielówkach chodzącego po krawędzi mostu, to zbliża się czas skoków. Oczywiście jego koledzy zbierają po 1 E do czapeczki.



Skoczek musi trafić dokładnie w to miejsce!







 Warto zobaczyć też krzywy most – pierwowzór właściwego mostu. Został zrobiony, żeby sprawdzić, jak się zachowa i jak długo wstrzyma. 



Stare miasto w Mostarze jest maleńkie, ale zwiedzanie z zatrzymaniem się na jedzenie i bośniacką kawę może zająć sporo czasu. Kawa po bośniacku to kawa po turecku parzona w tygielku. Jest bardzo mocna i szybko stawia na nogi. W sierpniu 2017 kosztowała 2E. Mostar zrobił na nas duże wrażenie, ale warto przed przyjazdem tutaj poznać tragiczną historię tego Miasta i samego mostu, który dzisiaj łączy dwa narody i dwie różne religie. Każdy dom, kram z pamiątkami, a przede wszystkim most to milczący świadkowie historii i poplątanych ludzkich losów. Historii tej dawnej i tej całkiem nieodległej z lat 90 XX wieku. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Pacynkowe Podróże , Blogger