kwietnia 10, 2015

Urodzinowa pizza w Neapolu „I'm having a relationship with my pizza”

Urodzinowa pizza w Neapolu „I'm having a relationship with my pizza”
Po pierwszej wizycie w Neapolu, wiedzieliśmy, że chcemy tam wrócić. Zakochaliśmy się w smaku neapolitańskiej pizzy, kawy i niepowtarzalnego uroku tego pachnącego praniem miasta. Kolejny raz przypomniały mi się słowa z filmu „Jedz, módl się i kochaj” z Julią Roberts, która prowadzi taki oto dialog ze swoją przyjaciółką:

- Zakochałam się - Jestem w związku z pizzą.

- Zrywasz z pizzą?

- Nie mogę.

- Jesz pizzę w Neapolu, moralnym obowiązkiem jest czerpać z tego przyjemność.

O tak! W tej pizzy można się zakochać, a kto kocha, tęskni i jest gotów poświęcić wiele, żeby znów być razem. Być może to właśnie „miłość” do pizzy sprawiła, że pewnego wieczora, przeglądając, ceny lotów do Neapolu natrafiliśmy na prawdziwą perełkę. Otóż jest taki dzień, kiedy Wizzair zmienia siatkę lotów z zimowej na letnią i tego dnia jest jedyna niepowtarzalna możliwość, żeby lecieć w sobotę i wrócić w niedzielę. W Neapolu możemy więc spędzić jedną noc, podczas której przestawiamy zegarki z czasu zimowego na letni. Traf chciał, że dzień wcześniej Maciek obchodzi urodziny, więc jest szansa na najsmaczniejszy pizzowy tort urodzinowy, jaki mógłby sobie wymarzyć. Do tego ceny na te loty były w całkiem przyzwoitej cenie. Decyzja zapadła szybko. Po przylocie idziemy na pizzę, a potem spacerujemy po uliczkach starego miasta. Hotelik tym razem wzięliśmy przy samym dworcu. Hotel Ideal może idealny nie jest, ale dostaliśmy czteroosobowy duży i ładny pokój z balkonem. Plan jest taki, że idziemy do pizzerii Sorbillo, żeby posmakować czegoś nowego, ale tłum przed wejściem nas zniechęcił i zdecydowaliśmy, że ustawimy się w kolejce do pizzerii Mateo. Zapisaliśmy się do listy kolejkowej – swoją drogą Włosi pięknie wymawiają nasze nazwisko [paczino] i pytają, czy jesteśmy jakoś z aktorem spowinowaceni. Niestety nie zmienia to faktu, że na stolik czekamy od 9 do 23. Na placu obok jest rozstawiona scena, grają zespoły, ludzie tańczą, bawią się na ulicy. Stoimy w wielkiej i imprezowej kolejce, bo tuż obok znajduje się enoteka, do której też zaglądamy, żeby czas na oczekiwanie jakoś milej płynął. Około 22 jesteśmy już głodni i zamawiamy na wynos neapolitańskie kulki smażone z nadzieniem sera, ryżu i czegoś jeszcze, są całkiem smaczne. Kolejki są dwie – jedna to ludzi zamawiający coś na wynos, w drugiej czeka się aż zawołają, że zwolnił się stolik. W końcu i nas wołają, a jak smakuje pizza po tak długim oczekiwaniu, chyba nie trzeba mówić. Do hotelu dotarliśmy około północy, a rano poszliśmy na spacer uliczkami starego miasta. Obserwowaliśmy, jak mieszkańcy szykują się do świąt. Była niedziela palmowa, więc mieliśmy okazję zobaczyć bardzo ciekawy przemarsz mieszkańców, duchownych i konia do kościoła. Pogoda była rewelacyjna, cieplutko, słonecznie, ale niestety czas już wracać. Nawet na jeden dzień warto było przenieść się do Neapolu


dla "fulskrinów" trochę lepsza wersja tu:  https://plus.google.com/photos/108735603265866331184/albums/6136210068045869345?banner=pwa

 
Copyright © Pacynkowe Podróże , Blogger