lutego 19, 2013

Koh Lipe - Langkawi – Singapur


Koh LipeOstatni dzień na Koh Lipe spędzamy na plaży. Łódź na Langkawi mamy dopiero o 16, ale powiedziano nam, żeby być ze 2 godziny wcześniej. Nie ma sprawy, bo odprawa celna to po prostu mała budka na plaży, gdzie pokazuje się wydruk z Internetu i wymienia na bilet, a potem obsługa zabiera paszporty, które dostajesz dopiero na miejscu. Bagaże też zostawia się w budce i nie trzeba ich, ani paszportów pilnować ostatniego dnia. To nam bardzo pasuje. Idziemy jeszcze na śniadanie, potem na plażę, potem znowu coś z knajpki, ale tym razem na wynos, do tego jakieś owoce: mango, papaja, ananas i jeszcze może godzinka na plaży z krystalicznie lazurową i czystą wodą i żegnaj piękna Koh Lipe!


Po niecałych 2 godzinach jesteśmy już na Langkawi w tym samym CD Motelu. Jak się okazuje zostawiona przez nas „ruska” torba z niepotrzebnymi na Lipe rzeczami czeka w recepcji i nie chcą za nią żadnej zapłaty (5 dni tam leżała). W recepcji jest ta sama miła pani, dostajemy inny pokój (rodzinny nr 7) i jakiś się wydaje ładniejszy i porządniejszy, no i jest posprzątane, więc jest OK., tym bardziej, że to przecież tylko na jedną noc, a jest już po 18. Olaf idzie spać w wózku, a my idziemy na kolację do knajpki Tomato, w której jadaliśmy na Langkawi codziennie, znowu jemy roti. Wracając, pytamy taksówkarzy, czy nie będzie rano problemu z taksówkami na postoju i tu nasze zdziwienie. Pan odpowiada, że taksi zaczynają pracę po godzinie 7 rano, przed 7 będzie ciężko i ewentualna cena na lotnisko z 18 ritingów (zł) wzrośnie do 27. Nie wiedząc, czy facet ściemnia, czy mówi prawdę, wolimy nie ryzykować spóźnienia na poranny lot i dogadujemy się z nim, że poczeka przed hotelem na nas o 6:30 za umówioną sumę. 

Rano pobudka o 5. Tomek jeszcze poszedł do knajpki otwartej 24h kupić na śniadanie na wynos roti i jak wrócił, powiedział, że faktycznie żadne taksówki jeszcze nie stoją i w ogóle rzadko coś jeździ o tej porze. O umówionej godzinie naszego taksiarza jednak nie było. Minęło kolejnych kilka minut i zaczęło się trochę nerwowo. Poszliśmy na postój i zobaczyliśmy tam jedną taksi. Facet zażyczył sobie za kurs 35 i nie chciał nawet słyszeć niższej ceny. Problem polegał na tym, że mieliśmy odłożone tylko tyle, ile wcześniej uzgadnialiśmy z taksówkarzem, czyli ok. 30. Na szczęście, gdy przeszliśmy z bagażami kawałek dalej, akurat jechała pusta taksi prowadzona przez starszego i może mniej łapczywego kierowcę, który zapytany o kurs, podał cenę 22 i tak szczęśliwie dojechaliśmy na lotnisko, dolecieliśmy z Langkawi do Singapuru.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Pacynkowe Podróże , Blogger